Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek powiedział, że przeciąganie się podjęcia decyzji w sprawie obsady najwyższych unijnych stanowisk opóźnia zatwierdzenie nowej Komisji Europejskiej i przesłuchania parlamentarne kandydatów na komisarzy nie odbędą się w tym roku, jak planowano wcześniej. Decyzję, kto zastąpi obecnego koordynatora unijnej polityki zagranicznej Javiera Solanę, mają podjąć szefowie państw i rządów za tydzień na specjalnym szczycie PE. Na tej roboczej kolacji wybiorą także przewodniczącego Rady Europejskiej i nowego sekretarza generalnego Rady UE. Między krajami członkowskimi wciąż brak jednomyślności w sprawie obsady stanowisk i premier sprawującej unijne przewodnictwo Szwecji Fredrik Reinfeldt kontynuuje konsultacje ze stolicami. - Mam nadzieję, że w kolejnych dniach te kraje, które jeszcze nie wskazały kandydatów na komisarzy, zrobią to - powiedział Barroso. - Ale potrzebujemy nowego wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej. Dopóki go nie będziemy mieli, nie mogę ułożyć wszystkich elementów tych puzzli - powiedział Barroso na konferencji prasowej. Premier Donald Tusk wielokrotnie mówił, że polskim kandydatem na komisarza jest Janusz Lewandowski. Barroso nie zdradził, które kraje nie zgłosiły jeszcze swoich kandydatur, ale tajemnicą poliszynela jest, że wstrzymują się te stolice, które - po cichu - mogą liczyć na stanowisko szefa unijnej dyplomacji: Szwecja (obecny szef MSZ Carl Bildt), Wielka Brytania (szef dyplomacji David Miliband, komisarz ds. handlu Catherine Ashton, były komisarz, a obecnie członek rządu lord Mandelson), czy Włochy (były premier Massimo D'Alema, gorąco popierany przez centroprawicowy rząd Silvio Berlusconiego). Wśród innych kandydatów na stanowisko szefa unijnej dyplomacji wymienia się też obecną minister ds. edukacji Grecji Annę Diamantopulu czy lobbującego za sobą rumuńskiego eurodeputowanego, byłego szefa MSZ Adriana Severina. Na korzyść ich wszystkich (poza Bildtem) gra fakt, że pochodzą z lewej strony sceny politycznej. Przyjęto bowiem niepisaną zasadę, że trzeba zachować równowagę polityczną na ważnych stanowiskach w UE; ponadto Barroso poparł ideę, by jego zastępcą był socjaldemokrata. (Zarówno szef KE Barroso, jak i przewodniczący PE Jerzy Buzek są chadekami). Jeśli lewica rzeczywiście obsadzi stanowisko szefa dyplomacji, chadecja będzie miała prawo do stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej, na wyrost zwanego prezydentem UE. Belgijska prasa martwi się w czwartek, że zdają się maleć szanse zaproponowanego przez Niemcy i Francję premiera Belgii Hermana Van Rompuy'a, którego dotąd przedstawiano jako niemal jednomyślnego kandydata "27". Dziennik "Le Soir" przypomniał, że w 2004 roku przepadła kandydatura zablokowanego przez Wielką Brytanię Guy Verhofstadta, a dziesięć lat wcześniej - jeszcze innego belgijskiego premiera Jean-Luc Dehaene'a. Problemem dla kandydatury Van Rompuy'a może być to, że drugi członek uważanego za niemal przesądzony tandemu, David Miliband, woli raczej pozostać w kraju, by ratować Partię Pracy w obliczu przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Oficjalnie Londyn nadal forsuje kandydaturę byłego premiera Tony'ego Blaira na stanowisko unijnego "prezydenta". Wśród kandydatów na to stanowisko wymieniani są wciąż szef holenderskiego rządu Jan Peter Balkenende i premier Luksemburga Jean-Claude Juncker. W czwartek swoją kandydaturę oficjalnie zgłosiła wysuwana już wcześniej była prezydent Łotwy Vaira Vike-Freiberga. Upominając się o uwzględnienie nowych krajów, w Estonii wskazuje się na obecnego prezydenta tego kraju Toomasa Hendrika Ilvesa, ale nie ma wspólnej ofensywy Europy Środkowo-Wschodniej za żadnym z kandydatów. Polski rząd oficjalnie wstrzymuje się ze wskazaniem swoich faworytów, zgłosił natomiast pomysł "jak najbardziej demokratycznej i transparentnej procedury", tak by kandydaci na unijne stanowiska na szczycie "zaprezentowali własną wizję, jak zamierzają realizować wyzwania", i by na tej podstawie szefowie państw i rządów podjęli decyzję. Premier Reinfeldt, choć sam zadeklarował się jako zwolennik przejrzystości procesu nominacji, uznał propozycję za nierealistyczną. Tłumaczył, że wymagałoby to od kilku potencjalnych kandydatów formalnego potwierdzenia, że ubiegają się o stanowisko, a to nie jest możliwe w przypadku urzędujących polityków, bo mogłoby podważyć ich pozycję w kraju, jeśli nie zostaliby wybrani. Reinfeldt dodał, że zakończył już pierwszą turę konsultacji z pozostałymi 26 krajami. Zapowiedział, że teraz przystąpi do rozmów, których celem będzie wyłonienie po jednym kandydacie na każde ze stanowisk, a potem "zapewnienie, by uzyskali wymaganą większość" na szczycie. Nie wykluczył, że jeśli nie uda się uzyskać konsensusu, nominacje nastąpią w głosowaniu większością kwalifikowaną. Na razie - relacjonował swoje rozmowy - "ma więcej kandydatów niż stanowisk do obsadzenia". - Jest jasne, że potrzebujemy więcej konsultacji - powiedział. Przeciągające się rozmowy sprawiają, że opóźnia się mianowanie nowej Komisji Europejskiej pod wodzą Barroso, która musi zostać zatwierdzona przez Parlament Europejski. Początkowo przewodniczący Buzek planował, że przesłuchania komisarzy rozpoczną się pod koniec listopada - na początku grudnia. W czwartek przyznał, że to nierealne. - Przesłuchania będą w styczniu. Pan Barroso nie zdąży nam przedstawić listy na początku grudnia, tak jak chcieliśmy - powiedział przewodniczący PE grupie polskich dziennikarzy.