W czwartek ministerstwo sprawiedliwości zostało zmuszone do oświadczenia, że Sąd Najwyższy ma konstytucyjne prawo do uchylania ustaw, takich jak ustawa o reformie zdrowotnej uchwalona w 2010 r. w inicjatywy prezydenta. - Prawo sądów do sprawdzania zgodności ustaw z konstytucją jest poza dyskusją - oświadczył szef resortu, prokurator generalny Eric Holder. W poniedziałek Obama odniósł się do zeszłotygodniowego posiedzenia Sądu Najwyższego, na którym sędziowie wysłuchali argumentów administracji i przeciwników reformy domagających się jej unieważnienia. Sędziowie podejmą decyzję w tej sprawie w czerwcu. - Od lat słyszymy, że największym problemem (Sądu Najwyższego) jest sędziowski aktywizm lub też brak sędziowskiej powściągliwości, czyli to, że grupa ludzi, których nie wyłaniano w wyborach, może uchylić należycie uchwalone prawo. Ufam, że ten sąd nie uczyni takiego kroku - powiedział prezydent. Wypowiedź wywołała burzę, ponieważ od początku istnienia USA jest tam tradycja tzw. rewizji sędziowskiej, czyli podważania i unieważniania przez sądy aktów władz ustawodawczych i wykonawczych uznanych za sprzeczne z konstytucją. - Sugerowałbym, żeby prezydent się wycofał z tego, co powiedział. Niech sąd wykona swoją pracę. Stabilność naszego systemu i naszych praw od tego zależy - powiedział przywódca republikańskiej mniejszości w Senacie Mitch McConnell. Określił on oświadczenie Obamy jako "niebezpieczne" i "bezprecedensowe". O wywieranie niedopuszczalnego nacisku na Sąd Najwyższy oskarżyli prezydenta m.in. popularny konserwatywny komentator radiowy Rush Limbaugh i znany miliarder-celebryta Donald Trump. Obamę skrytykował nawet lewicowo-liberalny "Los Angeles Times". "W kilku punktach swej wypowiedzi prezydent się myli. Nie jest prawdą, jakoby Sąd Najwyższy nie mógł uchylić ustawy" - napisał dziennik w czwartek w komentarzu redakcyjnym. Tego samego dnia ministerstwo sprawiedliwości oświadczyło, że administracja uznaje prawo Sądu Najwyższego do rewizji sędziowskiej. Wystąpienie Obamy niektórzy porównują do postępowania prezydenta Franklina Delano Roosevelta w latach 30., kiedy usiłował on powiększyć skład Sądu Najwyższego o sędziów bardziej przychylnych jego polityce New Dealu.