W trwającym około 20 minut, wygłoszonym w porywającym stylu przemówieniu nowy prezydent podkreślił, że Stany Zjednoczone przeżywają kryzys gospodarczy, prowadzą dwie wojny, borykają się z nierozwiązanymi problemami, takimi jak wymagająca reformy ochrona zdrowia, a przede wszystkim zaczynają wątpić w dalszy pomyślny rozwój, gdyż "przenika je obawa, że zmierzch Ameryki jest nieunikniony". - Wyzwania, przed jakimi stoimy, są rzeczywiste. Są poważne i jest ich wiele. (...) Ale niech Ameryka wie - stawimy im czoło. Zbieramy się dziś, ponieważ wybraliśmy nadzieję zamiast strachu i jedność celu zamiast konfliktu i niezgody - powiedział. Obama przypomniał o ofiarach i wyrzeczeniach minionych pokoleń - pionierów zasiedlających wielki kraj, robotników pracujących ciężko w fabrykach i żołnierzy poległych w wojnach - i wezwał Amerykanów, by nawiązali do tych poświęceń w przekonaniu, że można przezwyciężyć obecne trudności, gdyż potencjał Ameryki jest wciąż olbrzymi. - Jesteśmy nadal najbogatszym i najpotężniejszym narodem na Ziemi. Nasi robotnicy nie są mniej wydajni niż przed kryzysem. Nasze zdolności pozostają niezmniejszone - oświadczył. Ostrzegł jednak, że potrzeba będzie wyrzeczeń i niepopularnych reform. - Czas bierności, chronienia wąskich partykularnych interesów i odkładania na potem nieprzyjemnych decyzji - ten czas na pewno minął - powiedział. Przypomniał następnie w zarysie przedstawiany już program swojej administracji - państwowe inwestycje w naprawę infrastruktury, alternatywne źródła energii, rozwój nauki i nowych technologii, reformę oświaty. Polemizując ze sceptykami, którzy - jak mówił - "sugerują, że nasz system nie zniesie zbyt wielkich planów", Obama dał do zrozumienia, że zamierza przeprowadzić bardzo ambitne, daleko idące zmiany. Podkreślił jednak, że będzie podążał centrowym kursem, między progresywizmem a konserwatyzmem. - Problem dziś nie polega na tym, czy nasz rząd jest zbyt mały, czy zbyt wielki, tylko czy spełnia swoje zadania - oświadczył i zapowiedział, że nieskuteczne, marnotrawne programy rządowe będą eliminowane. W części poświęconej polityce obronnej i zagranicznej prezydent akcentował wolę "nowego otwarcia" w stosunkach Ameryki ze światem, zapowiedział nacisk na dyplomację i multilateralizm, ale także ostrzegł, że jego administracja nie będzie miękka wobec wrogów USA.