Obama wypowiadał się na ten temat podczas wspólnej konferencji prasowej z prezydent Korei Południowej Park Geun Hie, która w piątek złożyła wizytę w Białym Domu. Zapytani, czy wyobrażają sobie zawarcie z Koreą Północną podobnej umowy, jaką sześć mocarstw wynegocjowało niedawno z Teheranem ws. irańskiego programu nuklearnego, Obama powiedział: tak, ale tylko jeśli Pjongjang pokaże, że jest gotów zrezygnować z programu zbrojeń. Kim Dzong Un ustąpi ws. broni nuklearnej? "Jeśli Pjongjang powie: tak, jesteśmy zainteresowani rozluźnieniem sankcji i poprawą relacji i chcemy poważnych rozmów na temat denuklearyzacji, to uczciwie mogę powiedzieć, że będziemy gotowi zasiąść do stołu negocjacyjnego" - oświadczył Obama. Dodał jednak, że jak dotychczas ze strony Pjongjangu nie widać żadnego gestu, który by na to wskazywał. Zastrzegł też, że nawet jeśli Pjongjang wyraziłby gotowość do takich rozmów, to "osobne pytanie brzmi, czy byłby gotów poddać się systemowi weryfikacji", jaki wspólnota międzynarodowa nałożyła na Teheran, by sprawdzać, czy strona irańska realizuje zobowiązania ws. ograniczenia programu nuklearnego. Prezydent Park Geun Hie niemal powtórzyła słowa Obamy podkreślając, że "to Korea Północna musi dojść do wniosku, że chce ustąpić ws. broni nuklearnej". Zagrożenia ze strony Korei Północnej, która nieprzerwanie grozi zwiększaniem potencjału nuklearnego i dokonuje od 2006 roku regularnych testów broni atomowej, były jednym z najważniejszych tematów szczytu przywódców USA i Korei Południowej. Jak dotąd próby powstrzymania nuklearnych ambicji Korei Północnej poprzez nałożenie na ten kraj sankcji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ nie powiodły się. Niepowodzeniem zakończyły się też rozmowy sześciostronne, których uczestnikami byli przedstawiciele rządów obu państw koreańskich, Rosji, Chin, Japonii i Stanów Zjednoczonych. Eksperci obawiają się, że reżim północnokoreański będzie w stanie skonstruować broń mogącą dosięgnąć Stanów Zjednoczonych. Korea Płn "spotka się z konsekwencjami" Relacje między państwami koreańskimi pogorszyły się po incydencie z początku sierpnia, w którym ciężko ranni zostali dwaj południowokoreańscy żołnierze. Władze w Seulu oskarżają wojska północnokoreańskie o podłożenie min, które raniły wojskowych na rutynowym patrolu. Oba kraje wzajemnie zagroziły sobie wówczas wojną. Od tego czasu napięcie na linii Seul-Pjongjang nieco spadło i oba kraje prowadzą rozmowy ws. spotkań członków rodzin. Jednocześnie pojawiły się jednak spekulacje, że Korea Północna przygotowuje start rakiety dalekiego zasięgu i wprowadzenie na orbitę okołoziemską sztucznych satelitów, a także kolejny test jądrowy. We wspólnym oświadczeniu Obama i Park podkreślili, że jeśli Korea Płn. zdecyduje się na taki krok, to "spotka się to z konsekwencjami", włączając w to zaostrzenie sankcji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. Oba państwa koreańskie formalnie pozostają w stanie wojny, ponieważ konflikt zbrojny z lat 1950-1953 zakończył się rozejmem, a nie układem pokojowym. USA utrzymują w Korei Południowej, jednego ze swych najbliższych sojuszników, siły liczące 28 tys. żołnierzy. Z Waszyngtonu Inga Czerny