Zachowanie mężczyzny zmusiło pilota do zawrócenia i lądowania przymusowo w Chittagong. Gdy samolot wylądował, 142 pasażerów i większość załogi bezpiecznie opuściło pokład i dopiero wtedy do akcji wkroczyli komandosi. "Próbowaliśmy go porywacza aresztować, nakłonić go, żeby się poddał, ale odmówił i wtedy go zastrzeliliśmy" - cytuje Reuters przedstawiciela sił zbrojnych Bangladeszu generała Motiura Rahmana. Według agencji Associated Press, gen. Rahman powiedział, że komandosi otworzyli ogień, kiedy porywacz strzelił do nich. Porywacz zmarł w drodze do szpitala. Wicemarszałek sił powietrznych Bangladeszu i szef zarządu lotnictwa cywilnego Naim Hasan powiedział, że porywacz sprawiał wrażenie "niezrównoważonego psychicznie". Miał problemy z żoną i domagał się rozmowy z premier Bangladeszu Hasiną Wazed.