"Powieście zabójców, powieście właścicieli fabryki!" - Głosiły transparenty niesione, wraz z czerwonymi flagami, przez uczestników manifestacji w Dhace. Podobne protesty zorganizowano w innych dużych miastach Bangladeszu. W pochodzie ciągnącym przez Dhakę, w którym obok piechurów jechały ciężarówki wzięli też udział krewni ofiar z zawalonej fabryki. Jeden z nich krzyczał przez megafon: "Mój brat zginął. Moja siostra zginęła. Ich krew nie będzie przelana ma marne!" Budynek, w którym znajdowały się zakłady odzieżowe zawalił się w środę; właściciel tego gmachu Mohammed Sohel Rana, który usiłował zbiec do Indii został schwytany w przygranicznym mieście Benapole, na wschodzie Bangladeszu w środę, po czterodniowym pościgu. Nie jest do dziś jasne ilu ludzi znajdowało się wewnątrz gmachu w chwili katastrofy. Zakłady zatrudniały łącznie ponad 3100 osób. Według najnowszych obliczeń, przeprowadzonych przez armię, pod gruzami zawalonego budynku fabrycznego znaleziono 393 ciała ofiar. Według wstępnych szacunków policji, w marszu w Dhace uczestniczyło w środę rano około 10 tys. osób; AFP podaje, że mogło tam być kilkadziesiąt tysięcy manifestantów. Premier Bangladeszu, szejk Hasina Wazed wezwał manifestujących do "zachowania zimnej krwi", ale po najtragiczniejszym wypadku przemysłowym w historii kraju na ulicach czuje się wściekłość - pisze francuska agencja. Władze obawiają się zamieszek i wandalizmu w fabrykach odzieżowych. Sektor odzieżowy Bangladeszu był w roku 2011 trzecim pod względem wielkości przemysłem tekstylnym na świecie po Chinach i Włoszech. Jak pisze AP, robotnicy w Dhace co roku manifestują 1 maja i domagają się poprawy warunków pracy, ale tegoroczny marsz ma szczególne znaczenie. Związki zawodowe wezwały też do zorganizowania marszów i protestów w innych krajach Azji; w Indonezji w ramach protestów przeciw złemu traktowaniu robotników i niskim zarobkom ma protestować kilkadziesiąt tysięcy osób - zapowiada AFP.