Turcja podała, że w ostrzale przeprowadzonym z terenu Syrii rannych zostało pięć osób w tureckim obozie dla syryjskich uchodźców, w tym dwóch tureckich pracowników obozu. Libańska telewizja Al-Dżadid poinformowała, że strzały syryjskich żołnierzy były przyczyną śmierci libańskiego kamerzysty tego kanału, który filmował po libańskiej stronie granicy z Syrią. Wcześniej ostrzelanie tureckiego obozu dla Syryjczyków potępił amerykański Departament Stanu, a Biały Dom wyraził przekonanie, że "dotąd nie ma żadnego znaku" tego, że reżim syryjski respektuje zobowiązania, które miały doprowadzić do zawieszenia broni w Syrii, i to już za niewiele godzin. Zaakceptowany przez Damaszek plan zakłada, że we wtorek, 10 kwietnia, o godz. 6.00 (5 czasu polskiego) nastąpi zawieszenie broni ze strony sił rządowych. Ten sam warunek w ciągu kolejnych 48 godzin ma spełnić opozycja. Waszyngton poinformował o żądaniu przez władze Syrii gwarancji na piśmie, że ich przeciwnicy złożą broń, co ci ostatni natychmiast odrzucili. Armia syryjska nie zaprzestała w poniedziałek ataków; zginęło w nich według źródeł opozycji nie mniej niż 100 osób. Cytowany przez Reutersa ekspert od Bliskiego Wschodu Augustus Richard Norton z Uniwersytetu Bostońskiego powiedział, że fiasko rozejmu nie dziwi. - Reżim syryjski nie wie, co to kompromis. Jego etos to "rządzić lub umrzeć" - powiedział Norton. Jego zdaniem Syria "będzie nieubłaganie osuwać się w wojnę domową na pełną skalę, zwłaszcza od kiedy możliwość faktycznej obcej interwencji jest też zerowa".