To już dziewiąty przypadek płucnej odmiany wąglika w USA. Przypadków lżejszej, skórnej odmiany zanotowano siedem. Trzy osoby już zmarły. Ekipy dochodzeniowe pracują dwadzieścia cztery godziny na dobę, starając się odkryć źródło wąglika i osoby odpowiedzialne za rozprzestrzenianie bakterii. Jak pisze najnowszy "New Scientist" badania zarodników wąglika wskazują, że bakteria pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Wskazuje na to nie tylko sam szczep, o którym dawno wiadomo, że pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, ale także sposób przygotowania samych zarodników bakterii. O ile szczep jest dostępny w różnych krajach świata, o tyle amerykański przepis na to, jak sprawić, by zarodniki się nie sklejały, były bardzo ulotne i przez to śmiertelnie niebezpieczne, jest od lat 60. minionego stulecia pilnie strzeżoną tajemnicą. Możliwości są więc dwie: albo ktoś używa wąglika ze starych amerykańskich zapasów, albo sekret się wydał. W przeciwieństwie do badań genetycznych bakterii, dla których wystarczy je rozmnożyć, badania struktury zarodników można prowadzić tylko na tej niewielkiej dostępnej ilości materiału. Trwają więc próby ustalenia, czy można tam znaleźć ślady substancji stosowanych w programie zbrojeń biologicznych USA, a także na ile obecne bakterie są genetycznie odległe od produkowanych ponad 30 lat temu w laboratorium w stanie Arkansas. Tymczasem najnowsze przypadki zachorowań u osób nie związanych bezpośrednio z pocztą, mediami czy rządem federalnym budzą niepokój, że tak naprawdę zagrożonych może być znacznie więcej osób niż się do tej pory wydawało.