Wiernym, którzy przyszli na modły do meczetu na północnym przedmieściu Manamy oświadczył, że rząd "zatrzasnął drzwi do dialogu". Kilkanaście tysięcy bahrajńskich szyitów uczestniczyło tego dnia w wiosce Sitra na południe od Manamy w pogrzebie trzech ofiar tych zajść. "Naród chce upadku tego reżimu" - skandowano. Policja nie interweniowała. Kontrolowany przez sunnitów rząd Bahrajnu ogłosił w czwartek stan wyjątkowy w całym kraju, kontynuując tłumienie antyrządowego buntu po krwawej pacyfikacji jego uczestników w centrum Manamy. Według oficjalnych danych w ataku tym, przeprowadzonym z udziałem samochodów pancernych w nocy ze środy na czwartek, zginęły trzy osoby, a ponad 200 zostało rannych. Demonstranci mówią o pięciu ofiarach śmiertelnych. Policja i wojsko znienacka zaatakowały demonstrantów, zgromadzonych od poniedziałku na centralnym placu stolicy. Część z nich spała w namiotach, gdy policja i wojsko rozpoczęły atak. Po tej akcji sił bezpieczeństwa opozycja Bahrajnu ogłosiła wycofanie swych 18 posłów z 40-osobowej Izby Reprezentantów i wezwała rząd do dymisji. Szyicka większość w tym królestwie, stanowiąca ok. 70 proc. ludności, uskarża się, że jest dyskryminowana przez rządzącą dynastię sunnicką. Bahrajn, w którym stacjonuje amerykańska V Flota, uważany jest przez swoich sojuszników - Arabię Saudyjską i USA - za zaporę przed wpływami szyickiego Iranu w regionie.