Król "zezwolił dowódcy bahrajńskich sił zbrojnych na podjęcie wszelkich niezbędnych kroków mających na celu ochronę bezpieczeństwa państwa i jego obywateli" - brzmiało oświadczenie, w którym stan wyjątkowy nazwano "aktem bezpieczeństwa narodowego". "Te środki będą wprowadzane przez siły zbrojne, policję, gwardię narodową oraz, jeśli będzie to konieczne, przez inne siły" - wyjaśniono w komunikacie telewizyjnym. Najprawdopodobniej chodzi o zagraniczne wojska i policję, które w poniedziałek przybyły do Bahrajnu - pisze agencja AFP. Dodano, że stan wyjątkowy był konieczny, gdyż zagrożone zostały bahrajńskie instytucje, gospodarka oraz bezpieczeństwo obywateli. Agencja AFP pisze, że tysiące ludzi maszerują na ambasadę Arabii Saudyjskiej, sprzeciwiając się rozmieszczeniu w kraju saudyjskich wojsk. Tymczasem anonimowy przedstawiciel władz w Rijadzie poinformował, że we wtorek w Bahrajnie zginął saudyjski żołnierz. Został zastrzelony przez jednego z protestujących. W poniedziałek do Bahrajnu przybyło ponad tysiąc saudyjskich żołnierzy i ok. 500 policjantów ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, aby pomóc władzom w opanowaniu sytuacji. Manifestujący nadal blokują drogi w Manamie i okupują Plac Perłowy w centrum miasta. W nocy z poniedziałku na wtorek w różnych częściach Bahrajnu dochodziło do starć na tle religijnym - podaje agencja Reutera. Antyrządowe protesty w Bahrajnie rozpoczęły się 14 lutego. Opozycja domaga się przekształcenia kraju w rzeczywistą monarchię konstytucyjną, zapewniającą obywatelom większy wpływ na rządzenie. Opozycja chce też, by rodzina królewska zrezygnowała z uprawnień do stanowienia prawa i obsadzania wszelkich stanowisk politycznych, a także zajęła się kwestią dyskryminacji szyitów, stanowiących ok. 70 proc. ludności, przez rządzącą mniejszość sunnicką. Maleńki Bahrajn ma strategiczne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych, gdyż stacjonuje tam V Flota USA odpowiedzialna za bezpieczeństwo w newralgicznym rejonie Zatoki Perskiej.