- Nie sądzę, by Putin wracał na Kreml na 12 lat. Jest już jasne, że tworzone są warunki do tego, aby stopniowo powstała wobec niego alternatywa - oświadczył Babicz, komentując w rozmowie z PAP wyniki niedzielnych wyborów prezydenckich w Federacji Rosyjskiej. Jego zdaniem "tak, jak było dotąd, już na pewno nie będzie". - Należy się spodziewać ruchu w kierunku normalności. Bardzo ważne jest, że wybory były uczciwsze niż te poprzednie. Wraca konkurencja, która występowała w życiu politycznym Rosji w latach 90. Jednak wraca na zupełnie innym poziomie - w warunkach internetu i przy realnie istniejącej, majętnej klasie średniej - powiedział rosyjski publicysta. Stabilizujący wpływ na rynki - Rosja stopniowo będzie się stawać normalnym krajem. Krajem, w którym, jeśli młodzi ludzie wychodzą z białymi wstążkami na ulice i place, to nie oznacza to, że wybuchła rewolucja, że obserwujemy powtórkę z 1917 roku, że wszystko zostanie obalone - wskazał. Według niego "trzeba to odbierać tak samo, jak podobne protesty w krajach europejskich". - Wszędzie są młodzi ludzie, chcący zamanifestować swoje poglądy, poszaleć, pożartować. Jest to normalne. Nie trzeba z tym walczyć przy użyciu plastikowych kul i pałek - podkreślił Babicz. W jego ocenie, "z gospodarczego punktu widzenia zwycięstwo Putina wywrze stabilizujący wpływ na rynki". - Widzimy, że rośnie wartość rubla, że w górę idą ceny rosyjskich akcji. Dzieje się tak dlatego, że biznes zawsze lubi, by było jasne, co będzie dalej - powiedział. Komentator wyraził pogląd, że "stosunki między Moskwą a Unią Europejską, w tym Polską, zależeć będą przede wszystkim od strony unijnej". - Jeśli Bruksela i Warszawa będą widzieć dzisiejszą Rosję w takich barwach, w jakich radzieckie podręczniki opisywały Rosję przedrewolucyjną - czyli jako kraj, którym kieruje wcielenie zła i w którym jedynym problemem jest to, kiedy siły rewolucyjne to zło zdołają obalić - to wówczas konflikty są nieuniknione i konflikty będą - oznajmił. "To nie Rosja próbuje zmienić Unię" Zdaniem Babicza "sam Putin nigdy nie będzie ich inicjatorem". - To nie Rosja próbuje zmienić Unię Europejską. To UE może zechcieć próbować zmienić Rosję. Jeśli Unia Europejska będzie próbowała podgrzewać rewolucyjne nastroje, zmieniać Rosję, to konflikty będą - zaznaczył. - Ponieważ jednak UE osłabła, brakuje jej pieniędzy, to raczej należy się spodziewać, że będzie prowadziła pragmatyczną politykę. Dlatego są podstawy do prognozowania, że relacje między Brukselą i Moskwą będą dobre - wskazał. - Zbudowano już Nord Stream. Wkrótce będzie South Stream. Putin nie ma nic przeciwko obecności zachodniego biznesu w rosyjskiej gospodarce. Wszelako pod warunkiem, że obecność w gospodarce nie będzie przekształcać się w obecność w polityce. Sam Putin agresorem, inicjatorem pogorszenia stosunków z Unią Europejską nie będzie. Będzie próbował integrować rosyjską elitę z elitą zachodnią - powiedział komentator. Babicz podkreślił, że "Putin w żadnym wypadku nie zgodzi się jednak na to, by Unia Europejska i Stany Zjednoczone w jakikolwiek sposób uczestniczyły w polityce wewnętrznej Rosji, by próbowały zmienić jej władze". Kraje UE nie mają powodów do obaw? - Bardzo negatywny wpływ miały tutaj wydarzenia w Egipcie, Libii i Syrii. Rosja naturalnie jest zupełnie innym przypadkiem niż kraje arabskie. W FR nie ma nastrojów rewolucyjnych wśród większości ludności. Niemniej Putin widzi w wydarzeniach w tych krajach przede wszystkim ingerencję stolic zachodnich; ingerencję bezpośrednią, w tym zbrojną, w sprawy wewnętrzne suwerennych państw - oświadczył. - Jeśli tylko Unia Europejska nie wymyśli jakieś intrygi lub nie przyjmie kolejnego "trzeciego pakietu energetycznego", to kraje UE, w tym Polska, nie mają powodów do obaw. Jeśli trzeba się czegoś obawiać, to tylko Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej, ponieważ ani PE, ani KE nie odpowiadają za to, czy w Warszawie będzie gaz, czy go nie będzie - dodał publicysta. Babicz nie sądzi również, by "polityka Polski wobec Białorusi miała jakiś wpływ na politykę Rosji wobec Warszawy". "Rosję trzeba przyjmować taką, jaka ona jest" - Jeśli Polska rzeczywiście mogłaby doprowadzić do rewolucji na Białorusi, to Moskwa miałaby powody do strachu. Jednak znam sytuację na Białorusi i wiem, że po to, aby tam nastąpiła zmiana władzy, muszą tego bardzo zechcieć sami Białorusini. Polacy nie mają możliwości, by to spowodować - wskazał. - Wydaje mi się też, że w samej Polsce nastąpiły pewne zmiany; że większość Polaków jest zdania, iż Rosję trzeba przyjmować taką, jaka ona jest; że Białoruś również należy przyjmować taką, jaka jest. Od obu państw trzeba oczekiwać demokratycznych zmian. Ale poważni ludzie zmian tych nie powinni próbować przyspieszać - dodał komentator "Russia Profile".