Wcześniej polski MSZ informował, że w Tajlandii zginęło prawdopodobnie 4 Polaków, a los co najmniej 43 jest nieznany. W regionie dotkniętym skutkami trzęsienia ziemi może przebywać kilkuset Polaków - powiedział rzecznik MSZ Aleksander Chećko. Dodał, że ministerstwo próbuje uzyskać informacje m.in. z niemieckich biur podróży, z których usług korzystało wielu polskich turystów udających się do krajów dotkniętym kataklizmem. Chećko powiedział, że najtrudniejsza jest sytuacja w Tajlandii. Opierając się na relacjach świadków można zakładać, iż zginęło tam czterech obywateli polskich. Jedna osoba, która przebywała w szpitalu, prawdopodobnie jeszcze dziś powróci z Tajlandii do Polski. Także jedna osoba będzie poddana operacji w Bangkoku. Nieznany jest los 43 osób przebywających w tym kraju. Nie można jednak tracić nadziei, bowiem wciąż odnajdują się poszczególne osoby uznane za zaginione - często bez dokumentów, pieniędzy, a nawet ubrania, tylko w kąpielówkach. Mówi się, że na terenach dotkniętych kataklizmem mogło być kilkaset osób z Polski. Wydział Opieki Konsularnej MSZ uruchomił dodatkowy numer telefonu dla rodzin pytających o los swoich bliskich przebywających w Azji - poinformował rzecznik resortu spraw zagranicznych Aleksander Chećko. Poza dotychczasowym warszawskim numerem stacjonarnym 523-96-01, można dzwonić pod numer 523-94-47. Istnieją obawy, że w sumie ofiar kataklizmu może być od ponad 57 do nawet 100 tysięcy. Dziesiątki tysięcy osób nadal uważane są za zaginione - miliony utraciły dach nad głową. Wśród śmiertelnych ofiar jest bardzo wiele małych dzieci. Wojsko i tysiące ratowników, w tym wielu wolontariuszy, walczą z czasem, by nie dopuścić do wybuchu epidemii. W Sri Lance - według ostatnich danych - zginęło ponad 18 tysięcy ludzi; w Indiach - 115 tysiąca, w Indonezji - ponad 27 tys. W Indonezji liczba śmiertelnych ofiar tsunami na Sumatrze może wzrosnąć nawet do 25 tysięcy ludzi. W Tajlandii bilans ofiar może sięgać 1,5 tysiąca. Według oficjalnych danych rządowych, w Tajlandii zginęło prawie 800 zagranicznych turystów. - Według ostatnich danych, mamy 990 potwierdzonych zgonów, z czego około 200 to Tajlandczycy, a reszta to obcokrajowcy - powiedział tajlandzki wiceminister spraw wewnętrznych Sutham Sangprathum. Dodał, że "na podstawie tego, co widział, można spodziewać się dalszego pogorszenia bilansu ofiar". Premier Tajlandii Thaksin Shinawatra ocenił nieoficjalnie liczbę ofiar na około 2 tysięcy i podał, że wśród nich jest również 31- letni wnuk króla Tajlandii Bhumibola Adulyadeja. Wypoczywający - wraz ze swą przyjaciółką i grupą przyjaciół na Malediwach znany czeski piosenkarz 65-letni Karel Gott cudem uniknął śmierci. Grupa czeskich artystów - jak wynika ze skąpych informacji, jakie dotarły do Czech - leżała około godziny 10.30 miejscowego czasu na plaży, kiedy do wyspy dotarła wielka fala. - Nikt z nas nie wiedział, co się dzieje. Nie wiedzieliśmy nic o żadnym trzęsieniu ziemi - powiedziała dziennikarzom największego czeskiego dziennika "Mlada Fronta Dnes" Vendula Svobodova - małżonka znanego kompozytora Karla Svobody, autora największych czeskich szlagierów, m.in. śpiewanej przez Gotta piosenki "Carneval". - Mieliśmy ogromne szczęście, że ta ogromna fala rozbiła się o leżący bliżej atol koralowy i na naszą plażę dotarły już jedynie fale o wysokości ponad dwóch metrów. Wszystkim nam na szczęście udało się uciec przed wodą. Dzięki Bogu, nikt z nas w tej chwili nie był w wodzie ani nie spał. Baliśmy się jednak bardzo. Czuliśmy potem, że znów się narodziliśmy - dodała. Na wysepce sąsiadującej z tą, na której wypoczywają czescy artyści, po przejściu ogromnej fali został jedynie budynek szkoły. Resztę zmiotła woda. - To wygląda jak raj. Nic, tylko morze, palmy, żadnej cywilizacji. Wysepka jest malutka, ale dopiero w chwili takiego nieszczęścia człowiek stwierdza, jak bardzo jest niebezpieczna, bo nie ma gdzie uciec - powiedziała Vendula Svobodova. Czesi chcą do kraju powrócić już jutro, ale nie wiedzą, czy będzie to możliwe, bowiem pierwszeństwo mają najciężej poszkodowani. Najbardziej zniszczony obszar to region Khao Lak w prowincji Phang Na, na północy wyspy Phuket położonej na południowym skraju Tajlandii. Miejscowości tego regionu zniszczone są w 80 procentach, szczególnie silnie ucierpiały nadmorskie hotele, które przyjęły na siebie uderzenie wielkiej fali. Tylko w tym regionie liczba ofiar może przekroczyć tysiąc. Wiele zwłok znajduje się nadal hotelowych pokojach w Khao Lak, prawdziwy horror przedstawiają sobą zasłane trupami ulice i plaże, zwłoki ludzkie znajdują się nawet na drzewach. W Sri Lance ratownicy wciąż odnajdują nowe zwłoki. Fala o wysokości sześciu metrów zmiotła całe wsie i osiedla w okręgach Muttur i Trinkomali. Miliony mieszkańców nie mają dachu nad głową. Żeby przyspieszyć grzebanie zwłok, władze zawiesiły przepis nakazujący dokonywanie autopsji. - Zakładamy, że przyczyną zgonu było utonięcie - powiedział rzecznik policji. W niektórych regionach ludność wzywa się przez megafony do układania zwłok przy drogach, skąd zostaną zabrane i pogrzebane. Na razie nie doszło do wstrząsów wtórnych, które miałyby podobne skutki do niedzielnego, najgorszego od 40 lat na naszym globie trzęsienia. Niemniej Indyjski Instytut Sejsmologiczno - Meteorologiczny ostrzega, że może dojść do powtórki trzęsień i ponownych morskich fal uderzeniowych. W związku z tym władze ostrzegają mieszkańców wschodnich wybrzeży Indii i Sri Lanki przed przebywaniem na plażach i blisko otwartego morza. Nadchodzą też coraz nowe szczegóły olbrzymich zniszczeń materialnych na wschodnich wybrzeżach wyspy Cejlon, które przyjęły na siebie uderzenie wielkiej fali tsunami, osiągającej tam sześć metrów wysokości i niszczącej wszystko na kilkaset metrów wgłąb lądu. Praktycznie zmiecione z powierzchni ziemi zostało historyczne miasto Galle, położone w malowniczej zatoce na południowym krańcu wyspy. Wiceprezydent Indonezji Jusuf Kalla podał dzisiaj rano, że liczba ofiar śmiertelnych trzęsienia ziemi i fali tsunami oraz wywołanej przez nie powodzi w tym kraju wynosi od 21 do 25 tysięcy, a liczba rannych może sięgać 100 tysięcy. - Nie mamy jeszcze dokładnych, potwierdzonych danych, ale można przyjąć, że zginęło od 21 do 25 tysięcy osób - powiedział indonezyjskiej agencji prasowej Antara wiceprezydent przebywający w mieście Medan na północy wyspy Sumatra. Północno - zachodnia Sumatra jest terytorium lądowym najbardziej zbliżonym do podmorskiego epicentrum trzęsienia, jednak dotąd nie docierały z tego regionu dane na temat liczby ofiar i zniszczeń. Ostatnie informacje mówią, iż do odległych regionów na północy i zachodzie wielkiej wyspy przebijają się specjalne ekipy ratunkowe. Podana przez Kallę liczba zabitych jest dwudziestokrotnie wyższa od wcześniejszych szacunków, które jednak nie uwzględniały danych z najbardziej poszkodowanej prowincji Aceh na północy Sumatry, odciętej od świata już wcześniej, ze względu na prowadzoną tam operację zbrojną wojsk rządowych przeciwko separatystom islamskim. Na ulicach zdewastowanych przez 10-metrową tsunami miast prowincji Aceh, na północnym krańcu indonezyjskiej Sumatry, zalegają stosy ciał - w większości niezidentyfikowanych. Do wielu miast służby ratownicze nadal nie mogą dotrzeć. Według "Financial Times", tsunami zmiotła z powierzchni ziemi ponad 75 procent domów w Meulaboh; nad miastem unosi się odór rozkładających się ciał. Wojsko składa ciała w masowych grobach. W stolicy prowincji, Banda Aceh, na stadionie sportowym nadal zalega ponad tysiąc ciał kibiców, których żywioł zaatakował w czasie meczu. Nowa seria wstrząsów nawiedziła dzisiaj rano rejon indyjskich Wysp Andamańskich. Jak podał delhijski instytut meteorologiczny, wstrząsy w rejonie Andamanów miały siłę 5,4-4,4 stopni w otwartej skali Richtera. Według ostatnich danych, na Andamanach w niedzielę zginęło co najmniej pięć tysięcy ludzi. Dwa tysiące nadal uważa się za zaginionych. Wśród zaginionych jest 200-osobowy korpus indyjskich sił powietrznych, stacjonujący na jednej z wysp archipelagu. W całym regionie ludziom, którzy przeżyli uderzenie tsunami, brakuje wody pitnej i leków; zniszczonym obszarom grożą obecnie epidemie. Szef Biura ONZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) Jan Egeland wskazał dzisiaj na dwa największe źródła zagrożenia: zatrute wody spływające po tsunami z zalanych terenów i tysiące ludzkich zwłok w stanie rozkładu. Egeland ostrzegł że największe zagrożenie to tyfus, malaria, biegunki. Jak informuje wtorkowy "Financial Times", zaniepokojenie wyraża również Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Wzywa do rezygnacji z zaplanowanych podróży turystycznych do krajów tego regionu, ostrzegając, że ze względu na zagrożenie epidemiami wyjazd jest wyrazem braku rozwagi. Eksperci szacują, że ekonomiczne koszty tsunami będą znacznie niższe w porównaniu do liczby ofiar. Najbardziej gospodarczo ucierpi Sri Lanka. W trudnej sytuacji znajdzie się też żyjąca głównie z turystyki Tajlandia, która ucierpiała już z powodu wirusa SARS. Władze Tajlandii zapowiedziały wszczęcie śledztwa, które ma wyjaśnić, dlaczego nikt nie ostrzegł ludzi w nadbrzeżnych miejscowościach przed tsunami. Jak podaje tajski dziennik "The Nation", wkrótce po wstrząsach w rejonie Sumatry, w Bankoku zwołano naradę szefów departamentu meteorologicznego. O powstałej fali morskiej tsunami ostrzegały specjalistyczne ośrodki na Hawajach. Ale Tajowie zadecydowali o niewszczynaniu alarmu, bo nie chciały wybuchu paniki w szczycie sezonu turystycznego. Niespełna godzinę później fala dotarła do Tajlandii. Z kolei fale tsunami, które uderzyły w wybrzeże Sri Lanki, zwiększyły jednocześnie zagrożenie rozsianymi tam minami przeciwpiechotnymi - poinformował przedstawiciel UNICEF na Sri Lankę Ted Chaiban. Żywioł, który uśmiercił na tej wyspie co najmniej 18 tysięcy ludzi, poprzemieszczał tkwiące płytko w ziemi miny oraz poniszczył tablice ostrzegawcze. Według Chaibana, ryzyko wzrośnie, gdy mieszkańcy spustoszonych miejscowości zaczną powracać do swych domostw. Od 1983, kiedy rozpoczęły się walki armii lankijskiej z separatystami tamilskimi, obie strony rozmieściły w terenie około 1,5 miliona min. Komisja Europejska pozyska w najbliższych dniach dalsze 30 mln euro na pomoc dla ofiar niedzielnego kataklizmu w Azji Południowo-Wschodniej - poinformował rzecznik Komisji Amadeu Altafaj. - Przeznaczyliśmy już 3 mln euro na pomoc doraźną. Teraz pozyskujemy kolejne 30 mln euro - powiedział. - Te pieniądze, do 30 mln euro, są już zapewnione i pierwsze 10 mln euro będzie dostępne niemal od razu - powiedział na konferencji prasowej komisarz odpowiedzialny za pomoc humanitarną Louis Michel. Dodał, że pozostała część kwoty może być asygnowana po 10 mln euro lub w całości, "lecz wtedy muszą to zatwierdzić rządy krajów członkowskich". Ponadto Komisja uruchomiła unijny Mechanizm Ochrony Cywilnej w celu przyjścia z pomocą ofiarom trzęsienia ziemi i tsunami w Azji Południowo-Wschodniej. Mechanizm przewiduje pomoc z krajów członkowskich Unii i krajów z nią sąsiadujących. Jak napisano w komunikacie Komisji, wkrótce po otrzymaniu prośby o międzynarodową pomoc ze strony Sri Lanki Wydział Pomocy Cywilnej KE zwrócił się do państw członkowskich z zapytaniem o skalę pomocy, jakiej mogą udzielić temu krajowi, również dotkniętemu przez kataklizm. W odpowiedzi Francja zgłosiła wysłanie 60-osobowego zespołu ratunkowego z wyposażeniem medycznym i sanitarnym, Szwecja namioty, Grecja materiały i pomoc medyczną, w tym 17 lekarzy i personel medyczny, Włochy dwa samoloty transportowe Hercules, Słowacja namioty i personel medyczny, Czechy 8 ton wody pitnej, Węgry i Malta pomoc ogólną. Swoją pomoc zaoferowała także Polska. Ponadto do Tajlandii udali się z ramienia UE eksperci ze Szwecji, Francji i Włoch. Mają do nich dołączyć eksperci z Wielkiej Brytanii.