Zgodnie z oficjalnymi wstępnymi danymi, ugrupowanie Nowy Azerbejdżan (YA) wygrało w 74 ze 125 okręgów wyborczych. - Jesteśmy bardzo zadowoleni z wyniku - ocenił sekretarz YA Ali Achmedow, zapewniając, że "wybory były wolne i sprawiedliwe" oraz że stanowią "udany krok na drodze ku demokracji". Frekwencja wyborcza wyniosła 50,1 proc., była więc wyższa niż podczas poprzednich wyborów parlamentarnych w 2005 roku, kiedy do urn poszło 42,4 proc. uprawnionych. Opozycja nie podziela euforii YA. Jej zdaniem władze sfałszowały wyniki głosowania. Przed wyborami zarzucała rządowi wykluczanie kandydatów, cenzurę mediów i ograniczanie prawa do prowadzenia kampanii wyborczej. Opinię te podzielają organizacje obrony praw człowieka. Wskazują przy tym, że w miesiącach poprzedzających głosowanie, przeciw przedstawicielom opozycji i dziennikarzom krytycznym wobec władzy stosowano zwiększone represje. Oprócz stopniowego ograniczania wolności demokratycznych, krytycy władzy wskazują też na pogłębiającą się przepaść między zamożnymi i ubogimi mieszkańcami kraju. Nierozwiązany pozostaje też spór z Armenią o Górny Karabach. Przebieg niedzielnych wyborów oceniało 1000 zagranicznych obserwatorów, którzy już w poniedziałek mają przedstawić szczegółowe raporty. Opozycja w Azerbejdżanie apeluje do państw zachodnich, by nie przymykały oczu na łamanie zasad demokracji w jej kraju. Liczący ponad 8 mln ludzi Azerbejdżan jest zasobny w ropę naftową i gaz. Europa wiąże z nim nadzieję na zmniejszenie swej energetycznej zależności od Rosji. Azerbejdżan jest też drogą tranzytową w operacjach wojskowych USA w Afganistanie.