"Clemanceau", który stał się pływającym wrakiem, miał być pierwotnie poddany tej skomplikowanej operacji w Egipcie, lub w Indiach. Wobec protestów tamtejszej ludności, sprzeciwiły się jednak temu w ostatniej chwili władze tych krajów. Teraz protestują Anglicy. Brytyjska firma, która ma zająć się rozebraniem statku, zapewnia jednak, że może pociąć okręt o długości prawie 240 metrów bez szkody dla środowiska i zdrowia robotników. Kwestionuje to jednak Greenpeace, więc wszystko wskazuje, że to nie koniec bitwy wokół pływającej "azbestowej bomby".