Angela Merkel znalazła się u szczytu władzy - ocenia autor książki "Angela Merkel - kanclerz i jej świat", która ukazała się w Niemczech w czwartek nakładem wydawnictwa Hoffmann und Campe. Zdaniem Korneliusa wpływ Merkel na politykę europejską jest bardziej widoczny w Brukseli niż w samych Niemczech. "Merkel wyrasta ponad Europę. Stała się politycznym numerem jeden, od którego zależy, czy Europa poradzi sobie z problemami czy nie" - pisze autor. Wyjaśnia, że o znaczeniu szefowej rządu świadczy liczba zagranicznych wizyt w Berlinie, uwaga, z jaką obserwuje się jej wizyty w Waszyngtonie czy Pekinie, czy też demonizowanie jej w innych krajach. Fragment biografii dotyczy polskich korzeni Merkel. Autor książki dotarł do dokumentów, z których wynika, że pochodzący z Poznania dziadek pani kanclerz nazywał się Ludwig Kazmierczak. Dopiero w 1930 roku rodzina Kazmierczaków zmieniła nazwisko na niemieckie Kasner. Zdaniem Korneliusa nigdy przedtem niemiecki kanclerz nie odgrywał tak znaczącej roli w polityce międzynarodowej. "Od Merkel oczekuje się ratowania kontynentu; w przypadku, gdyby to się nie udało, właśnie ją obarczono by odpowiedzialnością" - czytamy w publikacji. "Niemcy uzyskały międzynarodowe znaczenie, którego nie chciały, które jest im obce, które w minionych dekadach zawsze odrzucały" - pisze autor. Kornelius zwraca uwagę na zagrożenia wynikające z nowej sytuacji dla Niemiec. "Doświadczenia historii pokazują, że Europa nie znosi dobrze tak silnego państwa w swoim środku" - pisze. Jak twierdzi, błyskawiczne ożywienie dawnych przesądów wobec Niemiec pokazuje, w jak delikatnej sytuacji znajdują się Niemcy. Merkel akceptuje narzuconą jej rolę, ponieważ jest przekonana, że polityka, na którą składają się reguły i strukturalne reformy, "dobrze zrobi" Europie. Jest stale oskarżana o to, że chce zorganizować UE "na niemiecką modłę". Autor przyznaje, że Merkel zaaplikowała Europie "końską kurację", której być może nie wytrzymałyby same Niemcy. Zauważa, że im bardziej kryzys daje się we znaki słabym narodom, tym więcej zyskują na tym Niemcy - czerpiąc korzyści z niskiego oprocentowania kredytów, ze swojej siły gospodarczej, z atrakcyjnych miejsc pracy przyciągających najlepszą siłę roboczą. Kornelius zwraca jednak uwagę, że Merkel nie oferuje odpowiedzi na dylemat, przed którym stanął jako pierwszy Otto Bismarck - "Niemcy są za małe, by zdominować Europę, ale za duże, by wpisać się w równowagę sił". Opisując młodość Angeli Merkel, niemiecki dziennikarz podkreśla, że nie należała ona nigdy do opozycji, chociaż utrzymywała kontakty z Kościołem (protestanckim) w Berlinie. "Brakowało jej odwagi, by otwarcie opowiedzieć się po stronie opozycji. Ale nie akceptowała też systemu" - czytamy. Postępowała według zasady przekazanej jej przez matkę, by "nie podpaść". Dużo miejsca poświęca Kornelius polityce Merkel wobec Rosji. Jak pisze, do ostrej konfrontacji z ówczesnym premierem Władimirem Putinem doszło podczas spotkania na Krymie w 2007 roku. "Putin wystąpił w stylu oficera KGB - wściekał się, unosił, to znów mówił cicho i natarczywie, stawał się wulgarny, posługiwał się liczbami, dziko gestykulował, stosując cały repertuar metod służb specjalnych". "Merkel przypominało to zachowanie Stasi" - zauważa Kornelius. By zmiękczyć Merkel, panicznie bojącą się psów, przed rozmową do pokoju wpuszczono labradora Putina. "Atmosfera pojedynku trwa w spotkaniach Merkel-Putin do dziś" - pisze Kornelius. Zasadnicza nieufność wobec Kremla nie przeszkadza Merkel w podejmowaniu decyzji korzystnych dla Rosji, jeśli jest to zgodne z jej przekonaniami. Autor podkreśla, że Merkel przeciwstawiła się w kwietniu 2008 roku zmasowanej presji USA, które na szczycie NATO w Bukareszcie chciały otworzyć Gruzji i Ukrainie drzwi do NATO. Po siedmiu latach doświadczeń z Rosją Merkel jest zdaniem Korneliusa "pozbawiona wszelkich złudzeń, a nawet bezradna" wobec Rosji. Zerwała zarówno z męską przyjaźnią, jaką darzył Putina jej poprzednik Gerhard Schroeder, jak też ze wspólnymi wizytami w saunie, praktykowanymi przez Helmuta Kohla. Zwalcza też "romantyczne spojrzenie" wielu Niemców, widzących w Rosjanach "pokrewne dusze". "Merkel lubi Rosję, ale na swój sposób" - pisze Kornelius. Kornelius powstrzymał się od ostatecznej oceny europejskiej polityki Merkel. Kryzys jeszcze się nie skończył - pisze, dodając, że dopiero po jego zakończeniu będziemy wiedzieli, jaki udział w ratowaniu lub upadku euro miała szefowa niemieckiego rządu.