Jeremiasz B. oświadczył też, że nie ma nic wspólnego z oblaniem kwasem polskiej prokurator, która kiedyś prowadziła przeciw niemu śledztwo, podobnie jak nie ma nic wspólnego z zamachem na bar. Oskarżony utrzymuje, że obywatelstwo austriackie otrzymał całkowicie legalnie. Zaprzeczył, jakoby interweniował w tej sprawie wysoki funkcjonariusz EDOK, który miał za to otrzymać 36.336 euro. Prokurator Walter Geyer Zeit w półtoragodzinnym wystąpieniu zapoznał przysięgłych z założeniami aktu oskarżenia. Jeremiasz B. powiedział, że "Inka" "nie odgrywała żadnej roli" w jego życiu. Oświadczył też, że Tadeusz M., którego oskarżyciel wymienił jako sprawcę zabójstwa Dębskiego - był niewinny. - Znałem go. Jego córka jest rówieśnicą mojego syna - powiedział. W związku ze śmiercią Tadeusza M. Oskarżony powiedział: - Nie wierzę, że sam odebrał sobie życie. Po mowie oskarżyciela i obrońcy rozpoczęło się przesłuchanie oskarżonego; sędzia Michaela Roeggla-Weiss zapowiedziała, że sprawa zabójstwa Dębskiego zostanie podniesiona dopiero w przyszły czwartek, czyli w drugim dniu procesu. W pierwszym dniu, do momentu ogłoszenia przerwy, przesłuchanie w sądzie dotyczyło przede wszystkim handlu alkoholem oraz przemytu papierosów, za który Jeremiasz B. został skazany w Niemczech. - Zleceniodawcą zabójstwa (byłego ministra sportu Jacka Dębskiego) był oskarżony - powiedział prokurator i dodał, że Jeremiasz B. zaplanował tę zbrodnię, przebywając w Austrii. Pomagali mu w tym "ludzie, którzy słuchali jego rozkazów, nie zadając zbędnych pytań". Geyer podał też motyw, którym - według oskarżenia - kierował się Jeremiasz B.: Jacek Dębski przetransferował na konto w Wiedniu 421.502 euro (w przeliczeniu), a oskarżony owo konto "wyczyścił". Austriacka agencja APA dodaje, że pieniądze te pochodziły podobno z "nieprzejrzystych źródeł". Prokuratura zarzuca Jeremiaszowi B. zlecenie zabójstwa Dębskiego, przynależność do organizacji przestępczej oraz uzyskanie austriackiego obywatelstwa w niewyjaśnionych - być może sprzecznych z prawem - okolicznościach. Droga do sali rozpraw nr 303, w której odbywa się proces, jest pilnowana przez funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Wejście na salę możliwe jest tylko po okazaniu dokumentu tożsamości i po dokładnym przeszukaniu. Procedurze tej poddawani są nawet sędziowie. Procesowi towarzyszy bardzo duże zainteresowanie mediów, zarówno austriackich i polskich. Według informacji ambasady RP w Wiedniu uzyskanej przez PAP, Jeremiasz B., który ma podwójne obywatelstwo, odpowiada przed sądem jako obywatel austriacki i wobec tego nie zwrócił się do ambasady o opiekę prawną, czy pomoc. Prokurator Geyer przedstawił pokrótce związki oskarżonego z Dębskim, okoliczności transferu pieniędzy i wyraził pogląd, że Jeremiasz B. musiał się obawiać, iż były minister zechce odzyskać wyłączną kontrolę nad przekazanymi do Wiednia pieniędzmi, do dysponowania którymi wcześniej upoważnił oskarżonego. - W tej sytuacji jeden z 'żołnierzy' B. otrzymał zlecenie zabicia Dębskiego - oświadczył prokurator. APA pisze, że jako materiał obciążający oskarżonego, prokurator wymienił m.in. listę rozmów telefonicznych. W nocy z 11 na 12 kwietnia 2001, kiedy zastrzelony został Dębski, Jeremiasz B. 15 razy rozmawiał telefonicznie z płatnym zabójcą Tadeuszem M. oraz z "Inką". Rankiem 12 kwietnia zabójca poinformował "bossa" o wykonaniu zadania, mówiąc "Elegancko, co?" - zacytował prokurator z nasłuchu telefonicznego. Według harmonogramu, po wystąpieniach prokuratorów i obrońców, od 25 lutego planowane jest przesłuchanie świadków, zaś proces powinien zakończyć się 24 marca. Równolegle w Warszawie od poniedziałku trwa proces w sprawie zabójstwa Dębskiego. Środki bezpieczeństwa Budynek Sądu Krajowego przy Landesgerichtsstrasse 11 jest ściśle strzeżony. Policja sprawdza wszystkich już na ulicy, a później jeszcze dwukrotnie wewnątrz sądu. Przy wejściu ustawiono bramki, takie same jak na lotniskach, a policjanci przeszukują wchodzących za pomocą wykrywaczy przedmiotów metalowych. Na sali nie ma miejsca dla publiczności, chociaż Austriacy mają prawo przysłuchiwać się każdej rozprawie. Tym razem jednak prawie wszystkie miejsca zajmuje policja, mundurowa i w cywilu. Ze względów bezpieczeństwa w czasie procesu nie wolno robić zdjęć i filmować. Rozprawę prowadzi kobieta. Akt oskarżenia liczy ok. 200 stron i zapewne jego odczytanie zajmie cały pierwszy dzień procesu. Trzy dni temu w warszawskim sądzie rozpoczął się proces Haliny G., ps. "Inka", oskarżonej o pomocnictwo w zabójstwie Jacka Dębskiego, byłego ministra sportu. Kobieta nie przyznaje się do winy. Odmawia też składania zeznań podczas procesu. Do zbrodni doszło w kwietniu 2001 roku przed jedną z warszawskich restauracji. Halina G. jako ostatnia widziała Dębskiego żywego. W czasie śledztwa kobieta wskazała na Tadeusza M. jako prawdopodobnego zabójcę. Ten ostatni, tuż przed postawieniem zarzutów, powiesił się w celi. Napierski: przedstawiciel Polski na procesie "Baraniny" - zbędny Prokurator krajowy Karol Napierski nie widzi konieczności obecności przedstawiciela polskich organów ścigania na procesie Jeremiasza B., ps. "Baranina", oskarżonego o zlecenie mordu Jacka Dębskiego. - Uważam, że nie ma takiej konieczności - powiedział dzisiaj Napierski. Przypomniał, że proces "Baraniny" oraz trwający w Warszawie proces Haliny G., ps. "Inka", oskarżonej o pomocnictwo w zabójstwie b. ministra sportu, są zupełnie odrębnymi postępowaniami, między którymi nie ma zależności. Spytany, czy nie widzi ryzyka, że w czasie wiedeńskiego procesu ujawnione zostaną jakieś wiadomości, które mogłyby być użyteczne dla któregoś z polskich śledztw w sprawach gangsterów, Napierski odparł, że zawsze Polska może się zwrócić do strony austriackiej o nadesłanie takich dowodów w drodze pomocy prawnej. - Myślę jednak, że austriacki sąd nie będzie wychodził poza zarzut ciążący na oskarżonym i dlatego raczej nie przewiduję ujawnienia w tym procesie okoliczności ważnych dla innych śledztw w naszym kraju - oświadczył Napierski. Z polsko-austriackich umów o pomocy prawnej wynika, że jest możliwa wymiana dowodów w tych dwóch sprawach; prawdopodobne są też przesłuchania oskarżonych oraz świadków z jednego procesu przez drugi sąd - mówi sędzia Wojciech Małek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie. Jeszcze na etapie śledztwa wobec "Inki", z Austrii przekazano do Polski niektóre dowody zebrane przez tamtejsze organa ścigania, np. zapis podsłuchanych rozmów "Baraniny" przez telefon. Niewykluczone, że "Inka" złoży zeznania przed austriackim sądem - do warszawskiego sądu wpłynął bowiem wniosek Krajowego Sądu ds. Karnych z Wiednia, który chce, by przekazać "Inkę" na kilka dni do jego dyspozycji na przesłuchanie. Warszawski sąd na razie zwrócił ten wniosek stronie austriackiej do uzupełnienia - poinformował Małek. Dodał, że śledczy z Austrii już wcześniej przesłuchiwali "Inkę" w Polsce. Strona austriacka będzie też chciała wzywać niektórych polskich świadków z procesu "Inki" do Wiednia (wtedy przysługuje im zwrot kosztów podróży od wiedeńskiego sądu). Z kolei polski prokurator ze sprawy "Inki" zwrócił się do warszawskiego sądu o wydelegowanie jednego z sędziów polskiego procesu do Wiednia w celu przesłuchania "Baraniny" - podał Małek. Sąd jeszcze nie rozpatrzył tego wniosku.