Speleolog doznał lekkiego wstrząsu mózgu, obrażeń miednicy i żeber po lewej stronie oraz licznych stłuczeń. Ranny znalazł się na powierzchni o godzinie 2.18. Po wydobyciu został przetransportowany na pokładzie śmigłowca do kliniki w Salzburgu. Akcja ratownicza przebiegła szybciej niż się spodziewano; ratownicy przewidywali początkowo, że ewakuacja rannego potrwa do niedzieli. Do wypadku doszło w trakcie wyprawy badawczej sześciu Polaków. W nieznanych na razie okolicznościach jeden z nich spadł w czwartek około godziny 2. nad ranem z siedmiometrowego progu, położonego 250 metrów poniżej wejścia do jaskini. By uchronić rannego przed utratą ciepła przy zewnętrznej temperaturze zaledwie trzech stopni, włożono go do śpiwora wraz ogrzewaczami, a następnie przytroczono pasami do noszy z tworzywa sztucznego. Pokonanie w poziomie pierwszych stu metrów z tym obciążeniem zabrało ratownikom 14 godzin. Potem rozpoczął się mozolny transport ku górze, przy czym pozycję noszy trzeba było ciągle zmieniać, a niektóre przewężenia rozkuwano młotkiem i wiertarką. Ranny nie tracił jednak ducha. "Pacjent jest bojownikiem. Bardzo mocno z nami współpracuje" - powiedział jeden z ratowników. W akcji ratunkowej uczestniczyło łącznie 116 ludzi z główną bazą w zaopatrywanym przez śmigłowiec schronisku Laufener Huette, 1724 metrów nad poziomem morza. Stamtąd donoszono niezbędne materiały pieszo do położonego 2120 metrów n.p.m. wlotu jaskini. Polscy speleolodzy badają od lat głęboką na 800 metrów jaskinię w austriackich Alpach.