Oskarżony zaprzeczył, jakoby miał cokolwiek wspólnego ze śmiercią Dębskiego. W trakcie kilkugodzinnego przesłuchania przyznał, że łączyły go wprawdzie wspólne interesy z zamordowanym, ale Dębski nie powierzał mu żadnych pieniędzy. To "Baranina" miał wpłacić do banku w Austrii ok. 5 mln szylingów na nazwisko byłego ministra sportu, swojego kuzyna. Powodem, dla którego oskarżony wpłacił pieniądze, miało być - według słów "Baraniny" - to, że nie do końca legalnie znajdowały się one w Austrii. Jeremiasz B. zapewnił że zarobił je legalnie: za usługi dla wywiadu i policji w Niemczech, w Anglii, na Słowacji, w Austrii, a nawet w Nigerii, dla której pracował jako atache handlowy w Bratysławie. Prawie 150 tys. dolarów "Baranina" zarobić miał również w USA, gdzie po śmierci syna sprzedał jego dom na Florydzie. Według słów oskarżonego, jest on bogatym człowiekiem, zdolnym agentem, dyplomatą i nie miał żadnego powodu, by pozbywać się swojego kuzyna, Jacka Dębskiego. Dębski został zastrzelony przed jedną z warszawskich restauracji w nocy z 11 na 12 kwietnia 2001 r. Według prokuratury, w noc zabójstwa Jeremiasz B. rozmawiał przez telefon zarówno z zabójcą, jak i z towarzyszącą Dębskiemu kobietą, "Inką". W ubiegły czwartek, podczas pierwszego dnia procesu, prokuratorzy zajmowali się głównie sprawą oskarżeń Jeremiasza B. o kierowanie grupą przestępczą, gangiem pruszkowskim. Oskarżony nie przyznaje się do zarzutów. Proces w Wiedniu potrwa co najmniej do końca marca. Równolegle w Warszawie w ubiegłym tygodniu zaczął się proces w sprawie zabójstwa Dębskiego i oskarżonej o pomocnictwo w tym czynie "Inki", Haliny G.