"Sucha burza z piorunami, jaka przechodzi przez obszar na styku regionów Currowan i Nowra na południe od Sydney, stwarza swoiste warunki pogodowe, które stanowią ogromne zagrożenie" - zaznaczyła w komunikacie ochotnicza straż pożarna dla obszarów wiejskich Nowej Południowej Walii. Nad wschodnią Australią unoszą się obecnie chmury typu flammagenitus - powstałe w wyniku silnego ogrzania wilgotnego powietrza przez spalanie przy powierzchni ziemi, wyglądem najczęściej przypominające chmury powstałe w sposób naturalny np. w wyniku wybuchu wulkanu. Do uformowania się chmury flammagenitus konieczne jest, by powietrze zostało ogrzane do takiego stopnia, że tworzy silny prąd konwekcyjny wynoszący wilgoć i cząsteczki pyłu powyżej poziomu kondensacji. W wyższych partiach atmosfery dochodzi przy tym do gwałtownego schłodzenia cząsteczek powietrza, a na styku gorących i zlodowaciałych warstw dochodzi do gwałtownych wyładowań. Konsekwencje tego rodzaju burz są trudne do przewidzenia w warunkach trwających od tygodni pożarów - podkreślają eksperci z Australijskiego Biura Meteorologicznego. W poniedziałek w Nowej Poludniowej Walii zginął jeden ze strażaków, gdy 10-tonowa ciężarówka znalazła się w oku ogniowego cyklonu - powiedział podczas sobotniej konferencji prasowej w Sydney komisarz Shane Fitzsimmons z komendy ochotniczej straży pożarnej dla obszarów wiejskich Nowej Południowej Walii. Pojawianie się tego rodzaju chmur, które nieformalnie określane są też jako "pyrocumulusy", jest wynikiem ocieplenia klimatu - pisze Reuters i przypomina, że w raporcie za 2019 r. australijska rada ds. klimatu alarmowała, iż ryzyko pojawiania się nad Australią chmur typu flammagenitus będzie z roku na rok coraz wyższe. Warunki pogodowe zmieniają się w ciągu weekendu na niekorzyść - podało Australijskie Biuro Meteorologiczne. Porywisty południowy wiatr zmienił kierunek i wieje teraz w kierunku wybrzeża. Sprawia to, że sytuacja może być trudniejsza niż na Nowy Rok, gdy ludzie szukali schronienia przed ogniem na morskich plażach. Pożary ogarniają coraz większe tereny, a władze apelują o ewakuację. Z danych opublikowanych w sobotę do południa wynikało, że w stanie Victoria było 16 groźnych pożarów wymagających ewakuacji ludności, a w stanie Nowa Południowa Walia - 12. Premier rządu stanowego Victorii Daniel Andrews ocenił pożary jako wyjątkowo groźne. "To, że nie doszło do tragedii, wynika ze zdyscyplinowania ewakuowanych obywateli, którzy stosują się do poleceń służb - podkreślił. Apel o jak najszybszą ewakuację Z kolei premier Nowej Południowej Walii Gladys Berejiklian zaapelowała do ludności o jak najszybszą ewakuację z terenów, zagrożonych rozprzestrzeniającym się ogniem. Zastępca komisarza ds. straży pożarnej w Nowej Południowej Walii Rob Rogers ostrzegł, że ogień może przemieszczać się "przerażająco szybko", a żar niesiony przez wiatr może wywołać nowe pożary lub powiększyć istniejące. "Niestety, prawdopodobnie stracimy domy, ale będziemy bardzo szczęśliwi i nazwiemy to sukcesem, jeśli nie stracimy życia" - powiedział. W szalejących od września pożarach zginęło łącznie 23 osoby, z czego 12 straciły życie w pożarach buszu i lasów w tym tygodniu. W niedzielę premier Australii Scott Morrison przedstawi ogólnokrajowy bilans ofiar i strat. "Niekiedy jest już za późno na ewakuację" Skuteczną walkę z ogniem utrudniają wichury, towarzyszące pożarom i temperatura przekraczająca 40 stopni Celsjusza. W niektórych wypadkach straż pożarna nie będzie mogła skutecznie ratować zagrożonych. W komunikacie ochotniczej wiejskiej straży pożarnej Nowej Południowej Walii napisano: "Niekiedy jest już za późno na ewakuację. Szukajcie jakiegoś schronienia na własną rękę, gdy zobaczycie, że ogień się przybliża". Temperatura w okręgu metropolitalnym Sydney wynosiła w sobotę w południe 45 st.C, z rekordowym wynikiem w Penrith - 48,9 st.C. W Canberze osiągnięła 44 st.C po godz. 16 w sobotę (godz. 6 rano w Polsce).