Według dwóch świadków znajdujących się łodzi, z której nurkował Amerykanin, pierwszą oznaką wskazującą, że ich towarzysz został zaatakowany był strumień pęcherzyków powietrza wydobywający się na powierzchnię wody. Później na powierzchnię wypłynęło ciało ofiary, która nie dawała już oznak życia. Przerażeni świadkowie dostrzegli też odpływającego wielkiego białego żarłacza o długości ok. 3 metrów. Nazwiska i adresu Amerykanina nie ujawniono. Wiadomo jedynie, że od pewnego czasu mieszkał i pracował w Australii. Rekiny atakują częściej podczas pochmurnej pogody a podczas sobotniego ataku była właśnie taka pogoda. Był to już drugi atak rekina na wodach zachodniej Australii w ciągu ostatnich kilkunastu dni. 10 października zniknął podczas nurkowania u wybrzeży Perth 64-letni australijski biznesmen. Po raz ostatni widziano go w odległości 350 metrów od brzegu plaży Cottesloe. Później znaleziono na dnie jego ekwipunek z uszkodzeniami typowymi dla ataku rekina. W ub. miesiącu rekin zabił 21-letniego surfera w rejonie Bunker Bay, w odległości 260 km na południe od Perth. Rekiny są dość często spotykane w australijskich wodach, ale stosunkowo rzadko atakują one ludzi. Według oficjalnych danych, w ciągu ub. 50 lat w rezultacie ich ataków zmarły 53 osoby.