Sąd początkowo skazał ją na trzy lata więzienia, ale po pięciominutowej przerwie do sali rozpraw wszedł minister spraw wewnętrznych Maung Oo i odczytał rozkaz specjalny szefa junty birmańskiej Thana Shwe, w którym wyrok zredukowano o połowę i zezwolono na odbywanie go w areszcie domowym, w rezydencji pani Suu Kyi w Rangunie. Szef junty podpisał rozkaz w poniedziałek, a więc kiedy wyroku jeszcze nie ogłoszono. W rozkazie zredukowano także - również do 18 miesięcy - kary dwóch pracownic Suu Kyi sądzonych razem z nią. Jak napisał szef junty, zdecydował się on na złagodzenie wyroków, by "utrzymać pokój" oraz dlatego, że Suu Kyi jest córką bohatera Aunga Sana, który zapewnił Birmie niepodległość. Wyrok skazujący był powszechnie oczekiwany. Krytycy twierdzą, że sprawa została sfabrykowana przez juntę, aby odsunąć panią Kuu Kyi od sceny politycznej przed wyborami powszechnymi w przyszłym roku. Będą to pierwsze wybory od 1990 roku, kiedy to partia Suu Kyi wygrała, ale wynik został zignorowany przez juntę. Amerykanin John Yettaw, który na początku maja zakradł się do rezydencji Suu Kyi i pozostał tam przez dwa dni, został jednocześnie skazany przez sąd w Rangunie na siedem lat więzienia, w tym cztery lata robót przymusowych. 54-letni Yettaw przepłynął jezioro i dostał się bez zaproszenia do jej domu, łamiąc w ten sposób warunki odbywania przez Suu Kyi aresztu domowego. Wymierzono mu karę trzech lat za złamanie przepisów w sferze bezpieczeństwa, trzy lata za wykroczenia imigracyjne oraz rok za "pływanie w miejscu, gdzie jest to zakazane". Yettaw, który jest mormonem, powiedział w sądzie, że Bóg nakazał mu ostrzec Suu Kyi, iż zostanie zamordowana przez "terrorystów". Suu Kyi, która w 1991 roku dostała Pokojową Nagrodę Nobla, spędziła 14 z ostatnich 20 lat w więzieniu lub areszcie domowym.