Atomowy problem Orbana. "Atut w rękach Komisji Europejskiej"
W ocenie Brukseli pomoc publiczna na budowę elektrowni jądrowej na Węgrzech jest nielegalna - dowiaduje się Interia. To pokłosie niedawnego orzeczenia TSUE. Analityk OSW Andrzej Sadecki wskazuje, że Komisja Europejska dostała atut, którym może zaszkodzić Viktorowi Orbanowi. W grze są miliardy euro. Stawką są natomiast wiosenne wybory parlamentarne.

Viktor Orban obiecał swoim wyborcom, że zapewni Węgrom bezpieczeństwo energetyczne. Chciał tego dokonać przy pomocy Rosjan. Teoretycznie wciąż aktualny plan zakłada, że Moskwa pomoże rozbudować elektrownię jądrową Paks. Zakład powiększy się o dwa nowe reaktory, których głównym wykonawcą będzie Rosatom.
Rosja zgodziła się zapewnić linię kredytową w wysokości 10 miliardów euro. Węgry na inwestycję miały przeznaczyć z własnego budżetu 2,5 mld euro. Według pierwotnego planu nowe bloki elektrowni powstałyby do 2026 roku. To już nierealne.
- Budowa dwóch nowych bloków jeszcze nie ruszyła. Ma się podobno rozpocząć w przyszłym roku. To jest ciągle przesuwane, na razie trwają prace przygotowawcze - mówi Interii Andrzej Sadecki, kierownik Zespołu Środkowoeuropejskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich.
- Ostatnio minister Szijjarto w Moskwie zapowiadał, że budowa jest opóźniona, ale ma nastąpić w przeciągu kilku miesięcy. Była mowa o lutym. Zakładam, że budowa jednak nie rozpocznie się przed wyborami - dodaje nasz rozmówca.
Wszystko zmieniło się miesiąc temu, kiedy Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej podjął ostateczną decyzję ws. sporu prawnego wokół inwestycji.
Węgry. Elektrownia Paks. Sądowa batalia z Austrią
Kluczowy moment w historii elektrowni Paks to rok 2017. Wtedy Komisja Europejska zdecydowała o zgodzie na pomoc publiczną dla inwestycji w rozbudowę elektrowni. KE twierdziła wówczas, że w tym przypadku pomoc publiczna jest zgodna z zasadami unijnymi, a jej wpływ na konkurencyjność będzie ograniczony.
Budapeszt miał powód do świętowania, ale nie na długo. Węgry graniczą z Austrią, która sprzeciwia się energetyce jądrowej i konsekwentnie usiłuje zablokować projekty jądrowe w sąsiednich państwach. Wiedeń zaskarżył decyzję Komisji w 2018 roku. Cztery lata później unijny sąd pierwszej instancji orzekł na korzyść Węgier. Austriacy nie zamierzali się poddać i odwołali się od decyzji.
W tym miejscu dochodzimy do września 2025, kiedy TSUE całkowicie zmienił sytuację. Trybunał unieważnił decyzję KE z 2017 i stwierdził, że Komisja ograniczyła się do sprawdzenia, czy kwestionowana pomoc jest zgodna z przepisami unijnymi o pomocy państwa, a powinna sprawdzić, czy zgodny z przepisami UE o zamówieniach publicznych był kontrakt dla rosyjskiej spółki zależnej od Rosatomu. Konkretnie chodzi o Nizhny Novgorod Engineering, która ma formalnie realizować projekt rozbudowy.

- Od 2022 roku słyszymy bardzo optymistyczne deklaracje władz węgierskich o kontynuacji projektu. Natomiast w środowisku eksperckim dużo mówi się o tym, że ten projekt w zasadzie nie ma większych szans w obecnej sytuacji międzynarodowej. Oczywiście nie ma sankcji unijnych na energetykę jądrową, ale jest wiele innych ograniczeń w relacjach z Rosją. Orban liczy na porozumienie pokojowe, ale na razie nie ma jednoznacznych oznak, że dojdzie do niego w najbliższej przyszłości. W tym sensie wyrok TSUE był jeśli nie gwoździem do trumny, to ogromną przeszkodą na przyszłość - komentuje Andrzej Sadecki.
Od wyroku TSUE minął miesiąc, Bruksela nie przekazała żadnej deklaracji o przyszłości rozbudowy elektrowni Paks. Dlatego zapytaliśmy o to Komisję Europejską.
Komisja Europejska musi podjąć nową decyzję
"W swoim wyroku Trybunał Sprawiedliwości uznał, że procedury udzielania zamówień publicznych na budowę elektrowni jądrowych są 'nierozerwalnie związane' ze wsparciem państwa na rzecz produkcji energii elektrycznej w tej elektrowni i wymagają dokładniejszego zbadania w decyzji Komisji" - czytamy w odpowiedzi przesłanej nam przez Komisję Europejską.
Luuk de Klein z biura prasowego KE przekazał Interii, że Komisja "dokładnie przeanalizuje wyrok (TSUE) i zastanowi się nad kolejnymi krokami".
Jak dowiaduje się Interia, w ocenie brukselskich urzędników po wyroku Trybunału postępowanie ws. pomocy publicznej formalnie jest teraz na etapie poprzedzającym wydanie decyzji Komisji. Węgry zgłosiły wniosek o pomoc, ale prawomocnej zgody nie ma. To tak, jakby sprawa wróciła do 2017 roku.
Jeśli Komisja faktycznie chciałaby zagrać bardziej politycznie, to decyzja odmowna byłaby uderzeniem w rząd Orbana, bo to jednak jeden z jego flagowych projektów
Komisja musi więc wydać nową decyzję, ale z naszch informacji wynika, że udzielone już wsparcie Bruksela traktuje jako pomoc nielegalną.
- Zobaczymy, co zrobi komisja. Wydanie decyzji zwykle trwa kilka miesięcy. Ostatnim razem trwało to około dwóch lat. Oczywiście jest to pewien atut w rękach Komisji, ale nie spodziewałabym się, że decyzja nastąpi do wyborów. Prawdopodobnie zajmie to minimum pół roku. Jeśli Komisja faktycznie chciałaby zagrać bardziej politycznie, to decyzja odmowna byłaby uderzeniem w rząd Orbana, bo to jednak jeden z jego flagowych projektów - komentuje Sadecki w rozmowie z Interią.
- Byłoby to też uderzenie we współpracę energetyczną z Rosją, która miała przynosić Węgrom korzyści obiecywane przez Orbana - dodaje analityk OSW.
Z obietnic wyborczych Węgrzy będą rozliczać premiera w kwietniowych wyborach parlamentarnych. Do tego czasu sprawa elektrowni może rozwinąć się w trzech wariantach. Choć słowo "rozwinąć" niekoniecznie jest tutaj właściwe.
Trzy warianty dla Viktora Orbana. Dwa mu zaszkodzą
Opcja pierwsza to sytuacja, w której Komisja ponownie wyraża zgodę na pomoc publiczną. Druga - KE podejmuje decyzję po wyborach, pozostawiając projekt rozbudowy zawieszony i tym samym Orban nie może chwalić się realizacją obietnicy złożonej wyborcom. Trzeci wariant zakłada wyrażenie negatywnej decyzji przed wyborami.
Naszego rozmówcę pytamy, czy jeśli nowa decyzja ws. pomocy publicznej będzie negatywna, to automatycznie zablokuje rozbudowę elektrowni.
- W moim rozumieniu tak. Jeśli podstawowa kwestia mechanizmu finansowego jest zakwestionowana, to w zasadzie projekt nie może być dalej procedowany. Nie sądzę, żeby Węgry były gotowe iść kompletnie wbrew takiej decyzji. To wiązałoby się z sankcjami finansowymi i oznaczałoby zupełne "wywrócenie stolika" w relacjach z Komisją - podkreśla Sadecki.
Czy opóźnianie decyzji lub odmowa pomocy publicznej uderza w rząd Orbana przed wyborami?
- Tak, chociaż biorąc pod uwagę dominację Orbana w węgierskiej przestrzeni medialnej, to w jednym i drugim przypadku informacja mogłaby być odwrócona na zasadzie narracji, czyli "zła Unia nie pozwala nam zadbać o nasze bezpieczeństwo energetyczne". Zakładam, że propagandowo Orban jest w stanie z tego wybrnąć - zaznacza analityk OSW.
Argument o "złej Unii" Orban wykorzystywał przez lata. Pytanie, czy to wciąż działa na Węgrów.
- Nie jest już takim wehikułem propagandowym jak wcześniej. Działa na twardy elektorat Fideszu, który widzi w Obranie obrońcę węgierskich interesów wobec złej Brukseli - mówi nam Sadecki.
Pozbyć się rosyjskich surowców. Strategia Unii Europejskiej
W sprawie elektrowni jest jeszcze jeden wątek. Dziś Unia stara się rozwiązać problem importu rosyjskiego gazu i ropy przez Węgry i Słowację. Dodatkowo sytuację Budapesztu skomplikował teraz Donald Trump, który nałożył sankcje na obecne na Węgrzech spółki Rosnieft i Łukoil.
Dlatego sprawa elektrowni Paks może być celowo odsuwana w czasie. Bruksela może przyjąć taktykę rozwiązywania spraw po kolei, nie chcąc otwierać nowego frontu politycznej walki z Węgrami, jeśli najpierw udałoby się nakłonić Budapeszt do odejścia od rosyjskich dostawców ropy i gazu.
- Wszystkie te decyzje są częścią większej całości i generalnego kierunku Unii Europejskiej do odchodzenia od współpracy energetycznej z Rosją. Nawet jeśli nowa decyzja Komisji w sprawie pomocy publicznej będzie głównie brała pod uwagę kwestie prawne przepisów o takiej pomocy, to zwłaszcza po decyzji TSUE nie będzie tak zupełnie abstrahować od kwestii rosyjskiej. Decyzja w 2017 roku była podjęta w zupełnie innych okolicznościach. Natomiast tu i teraz faktycznie rozgrywana jest kwestia ropy i gazu, więc sprawa elektrowni Paks to kwestia bardziej odległa w czasie - wskazuje w rozmowie z Interią Andrzej Sadecki.
Jakub Krzywiecki
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl










