Od dwóch dni w Iraku trwają antyrządowe demonstracje, w których zginęło już co najmniej dziewięć osób, a kilkaset zostało rannych. Do kolejnych gwałtownych starć demonstrantów z policją doszło w środę późnym wieczorem w Bagdadzie, gdzie władze wprowadziły - tak w kilku innych miastach - godzinę policyjną, która ma obowiązywać w nocy, do odwołania. Wcześniej oddziały antyterrorystyczne użyły ostrej amunicji i gazu łzawiącego, by odeprzeć demonstrantów, którzy usiłowali wedrzeć się na stołeczne lotnisko. Krzyczeli, że chcą upadku reżimu W południowych prowincjach kraju demonstranci, którzy krzyczeli, że chcą "upadku reżimu", podpalali budynki publiczne i należące do partii politycznych - podaje Reuters, nie precyzując, gdzie doszło do tych incydentów. Południe Iraku jest bastionem szyickiej większości. Niewielkie manifestacje odbyły się także na północy w Kirkuku i Tikricie, podobnie jak we wschodniej prowincji Dijala. W Iraku od dłuższego czasu utrzymuje się napięcie wywołane brakiem miejsc pracy oraz nieregularnymi dostawami prądu i wody pitnej. Władze oskarża się o korupcję, blokującą odbudowę kraju po latach konfliktów religijnych i niszczycielskiej wojnie, w której pokonano dżihadystyczne Państwo Islamskie.