W związku z bezprecedensowym wtargnięciem uczestników demonstracji 6 stycznia do gmachu Kongresu amerykańskie służby mierzą się z zarzutami braku koordynacji działań oraz słabej komunikacji, co miało skutkować utratą kontroli nad sytuacją. Pentagon oskarżany jest o opieszałość i długie podejmowanie decyzji, a straż Kapitolu, odpowiadająca za bezpieczeństwo Kongresu, jest obwiniana o zbagatelizowanie zagrożenia przed atakiem. Straż Kapitolu, nieliczna i bez odpowiedniego wyposażenia, była przytłoczona przez napierający tłum. Część funkcjonariuszy otwierała przed demonstrantami barierki, część stawiała opór. 42-letni strażnik Brian Sicknick został zabity przez uderzenie gaśnicą w głowę, starszy o 10 lat Howard Liebengood po szturmie popełnił samobójstwo. Jak utrzymuje kongresmen Demokratów Tim Ryan z Ohio, jeden z kapitolińskich strażników w trakcie szturmu zrobił sobie wspólne zdjęcie z jednym z protestujących, a drugi założył czapkę z napisem "Make America Great Again" i kierował tłumem w budynku. Ładunki wybuchowe Niedługo przed szturmem uwaga służb skupiona była na bombach, które podłożono pod siedzibami obu amerykańskich partii. Dwa ładunki wybuchowe, zneutralizowane przez służby, były bardzo podobne, miały okablowanie podłączone do regulatora czasowego i zawierały nieznany proszek - informuje agencja Associated Press. Z obawy przed kolejnymi niepokojami na ulice Waszyngtonu do soboty skierowanych ma zostać 10 tysięcy żołnierzy Gwardii Narodowej. Oprócz nich bezpieczeństwa ceremonii zaprzysiężenia Demokraty Joe Bidena za nieco ponad tydzień pilnować będą inne służby, w tym policja. Mobilizacja służb Kongres jest ogrodzony ponad dwumetrowym ogrodzeniem, do gmachu nie ma dostępu. Budynki kongresowe oraz rządowe obstawia Gwardia Narodowa. Większa część błoni National Mall jest zamknięta, a miasto patrolują funkcjonariusze, także w cywilnych samochodach bez oznaczeń. Późnym wieczorem w poniedziałek w niemal wymarłym centrum Waszyngtonu służby sprawdzały każdą latarnię na łączącej Biały Dom z Kongresem ulicy Pennsylvania Avenue. W świetle latarek badano i mierzono studzienki kanalizacyjne. Pytani funkcjonariusze odpowiadali, że wymagają tego "procedury bezpieczeństwa". Z Waszyngtonu Mateusz Obremski