Amerykańskie agencje rządowe uważają, że za atakiem na hotel rzeczywiście stoi ekstremistyczna organizacja Al-Murabitun, kierowana przez Mochtara Belmochtara, która już wcześniej przyznała się akcji w stolicy Mali. Ugrupowanie to powstało w 2013 roku po opuszczeniu przez Belmochtara Al-Kaidy w Islamskim Maghrebie. Organizacja przekazała, że domaga się m.in. uwolnienia rebeliantów z malijskich więzień. Islamscy ekstremiści uzbrojeni w broń palną i granaty wdarli się w piątek rano do luksusowego 190-pokojowego hotelu z okrzykami "Allahu Akbar". Według zarządzającej hotelem grupy Rezidor w chwili ataku w hotelu znajdowało się ok. 170 osób, w tym 140 gości. Goście hotelu, oferującego spa, zewnętrzny basen i salę balową, pochodzili z wielu krajów; byli wśród nich obywatele Francji - członkowie załogi linii Air France, Niemiec, Belgii, USA, Turcji, Chin, Indii i Algierii. AFP informowała również m.in. o Hiszpanach, obywatelu Rosji i Kanadyjczyku. W operacji odbijania zakładników brały udział siły malijskie, wspierane przez specjalne jednostki francuskie i amerykańskie. Wsparcia akcji udzieliło ok. 40 członków antyterrorystycznego oddziału francuskiej żandarmerii (GIGN). Obecni na miejscu członkowie misji pokojowej ONZ podali, że zginęło co najmniej 27 osób. Władze Mali podają, że ofiar było mniej - 21. Wśród ofiar nie ma prawdopodobnie Francuzów. "W tej chwili nie mamy informacji, by w Bamako zginęli obywatele Francji. Musimy być jednak ostrożni, gdyż atak zakończył się niedawno" - powiedział w piątek wieczorem w telewizji TF1 minister obrony Francji Jean-Yves Le Drian.