Mąż Susany Calderon, Luis, był wśród ośmiu obywateli Meksyku, którzy zginęli w wyniku tego omyłkowego ataku. Śmierć poniosło też czterech Egipcjan. "Pięć razy ostrzelano nas z powietrza" - powiedziała Calderon meksykańskiej gazecie "El Universal" w szpitalu w Kairze."Nie mogliśmy się nigdzie schronić, nie było dokąd uciec. (...) Nie wiem, czy były to rakiety, bomby czy coś innego, ale dochodziło do wybuchów" - relacjonowała. Grupa 22 osób - 14 Meksykanów i ich egipscy przewodnicy - zatrzymała się na obiad w pobliżu będącej atrakcją turystyczną oazy Al-Bahrija, w zachodniej części Egiptu, przy granicy z Libią. Podczas tego postoju konwój został ostrzelany przez samoloty wojskowe. Egipskie siły bezpieczeństwa tłumaczyły, że były przekonane iż atakują powiązanych z Państwem Islamskim (IS) dżihadystów. Gdy turyści próbowali uciec, ostrzelały ich też siły będące w terenie. Calderon odrzuciła wersję egipskich władz, które twierdzą, że konwój znalazł się na obszarze zakazanym dla turystów. Meksykanka zapewniła, że grupa dwukrotnie była zatrzymywana przez władze i po okazaniu dokumentów mogła kontynuować podróż. Kobieta ma obrażenia ręki, a jej prawa noga jest sparaliżowana. Lekarze twierdzą jednak, że będzie mogła chodzić. "Widziałam męża, gdy lekarze kładli mnie na nosze. Był ciężko ranny. Tak jak ja miał złamaną rękę. Miał też liczne rany na plechach, talii i nogach" - opowiadała Calderon, która dopiero po kilku dniach dowiedziała się, że mąż nie przeżył. Meksykanka twierdzi, że gdy doszło do ataku, turystom towarzyszył egipski policjant. Jak opowiadała, Egipt był pierwszym punktem wyprawy życia jej i jej męża - później mieli udać się do Francji, Belgii, Niemiec i Włoch. Prezydent Meksyku Enrique Pena Nieto potępił atak i zażądał od władz w Kairze pełnego dochodzenia. Meksykańskie władze domagają się także odszkodowań dla ofiar. Egipski prokurator wydał zakaz publikowania informacji na temat śledztwa, dopóki się ono nie zakończy. Jak mogło dojść do tak tragicznej pomyłki?