Deszcz meteorytów, któremu towarzyszyły głośne eksplozje, spadł w piątek nad obwodem czelabińskim na Uralu. Rannych jest ponad 950 osób. Dr Marcin Kiraga z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego, a także dr hab. Jan Składkowski z Zakładu Astrofizyki i Kosmologii w Instytucie Fizyki Uniwersytetu Śląskiego, przypuszczają, że przyczyną tego zdarzenia mogła być kilkumetrowej średnicy kosmiczna skała, która w atmosferze rozpadła się na kawałki. Jak mówi w rozmowie z PAP dr Kiraga, ciało, które zaobserwowano nad Rosją, w momencie wejścia w atmosferę mogło mieć energię porównywalną z energią małej bomby atomowej, ale szybko wytracało tę energię. - Na wysokości 10 km tarcie mogło stać się tak duże, że struktura obiektu mogła nie wytrzymać i rozpadł się na mniejsze segmenty - mówi naukowiec i zaznacza, że mógł temu towarzyszyć huk, który słyszeli świadkowie. Obaj badacze uważają, że ciało niebieskie, które rozpadło się nad Rosją nie ma związku z planetoidą 2012 DA14. Planetoida ta ma w piątek wieczorem przejść w odległości 27 tys. km od powierzchni Ziemi (34 tys. km od środka Ziemi), a więc będzie ponad 10 razy bliżej nas niż Księżyc. Ciało to ma rozmiary kilkudziesięciu metrów i jest jednym z większych obiektów, które w ciągu ostatnich lat znalazły się w tak bliskiej odległości od Ziemi. Zdaniem Marcina Kiragi odległość między planetoidą 2012 DA14 a obiektem, który zaobserwowano w Rosji, musiała wynosić więcej niż odległość między Ziemią a Księżycem, a obiekty miały różne orbity. Jan Składkowski zwraca z kolei uwagę, że między dotarciem obiektów w pobliże Ziemi jest jeden dzień różnicy. To na tyle dużo, że związku między obiektami nie ma co upatrywać. Badacz z UŚ zapewnia, że planetoida 2012 DA14 na pewno nie uderzy w Ziemię. - Jej orbita jest dokładnie wyznaczona - podkreśla. Jeśli chodzi o zjawisko, które miało miejsce w Rosji, nie jest ono czymś wyjątkowym. Jak zaznacza Kiraga, do podobnego zdarzenia dochodzi na Ziemi co kilka lat, choć nie zawsze ma to miejsce nad terenami zamieszkałymi przez ludzi. Jak przyznaje badacz, kilka lat temu podobne ciało niebieskie spadło w Sudanie. Wtedy jednak wydarzenie nie odbiło się szerokim echem, bo miało to miejsce nad Saharą. Nie było więc ani dużych szkód, ani wielu świadków tego wydarzenia. Jak dodaje dr hab. Jan Składkowski, rocznie miliony ton kosmicznego "gruzu" wchodzą w ziemską atmosferę. Zaznacza jednak, że znaczna większość tych obiektów spala się w atmosferze i nie dociera do powierzchni Ziemi. Meteoryty, a więc fragmenty, które uderzą w Ziemię mogą mieć wielkość kilku cm, a ślady ich uderzenia zwykle szybko się zacierają. Po takich obiektach nie pozostają więc tak wyraźne ślady (kratery) jak na Księżycu.