List jest podzielony na sześć rozdziałów; agencja AP odnalazła trzy z nich i kilka luźnych kartek. Został znaleziony w siedzibie regionalnego wydziału Ministerstwa Finansów, którą bojownicy Al-Kaidy zajmowali przez prawie rok i którą w zeszłym miesiącu, gdy dotarła tam francuska interwencja militarna, opuszczali w popłochu. Jest podpisany przez Abu Mussaba Abdela Waduda; to pseudonim Abdula Malika Drukdela, wysokiego rangą dowódcy, któremu Osama bin Laden powierzył kierowanie Al-Kaidą w Afryce. Według AP dokument ten pokazuje, że Al-Kaida zdawała sobie sprawę ze swej bezbronności wobec interwencji militarnej, którą Drukdel uważał za "bardzo prawdopodobną, a może i pewną". W styczniu na interwencję zdecydowała się Francja, żeby wyprzeć ekstremistów z północnego Mali. Istniał ostry spór Z listu wynika też, że w lokalnej komórce Al-Kaidy istniał ostry spór o to, jak rygorystycznie stosować prawo islamskie. Drukdel wyrażał zaniepokojenie takimi działaniami, jak chłostanie kobiet i niszczenie zabytków w Timbuktu. List pokazuje, że Al-Kaida, choć tymczasowo wycofała się na pustynię, zamierza działać w północnym Mali przez długi czas i jest gotowa iść na doraźne ustępstwa, jeśli chodzi o ideologię, żeby zdobywać sojuszników, których - jak przyznaje - potrzebuje. AP informuje, że Drukdel, emir Al-Kaidy w Islamskim Maghrebie, wskazywał w swym liście, że w północnym Mali jego bojownicy za szybko parli do przodu i zbyt brutalnie egzekwowali prawo islamskie, ryzykując narażenie się na nienawiść ludności. Zalecał łagodniejsze podejście, "jak rodziców do dzieci". Według AP, ton listu sugeruje, że Al-Kaida uczy się na błędach, jakie popełniła w Somalii i Algierii.