Jak dodał, wszystkie stołeczne dzielnice zostały "oczyszczone". Wojskowy ten, który rozmawiał z dziennikarzami właśnie w dzielnicy Tadamun, nie chciał podać swego nazwiska. - Sytuacja w Damaszku jest idealnie stabilna. Nie ma już żadnych uzbrojonych grup, poza kilkoma osobnikami, którzy przemieszczają się z miejsca na miejsce, by udowodnić, że istnieją - powiedział. Dodał, że operacja mająca na celu odbicie dzielnicy Tadamun rozpoczęła się w piątek rano - jak oświadczył - "na żądanie mieszkańców". Rebelianci rozpoczęli ofensywę, mającą na celu przejęcie kontroli nad Damaszkiem, 15 lipca. Z kolei w Aleppo, gospodarczej stolicy kraju, syryjskie lotnictwo i artyleria w sobotę kontynuowały bombardowania. Jak przekazał jeden z dowódców Wolnej Armii Syryjskiej, grupującej głównie dezerterów, bombardowania dzielnicy Salahedin są najintensywniejsze od początku walk o miasto, ale armii prezydenta Baszara el-Asada nie udało się poczynić postępów. Bombardowane były też dzielnice Hanano na zachodzie i Hamdanija na wschodzie miasta - twierdzi Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka. Dziennikarze mówili ponadto o ok. 10 eksplozjach w innych częściach Aleppo. "Terroryści próbowali zablokować główną drogę" W nocy z piątku na sobotę rebelianci przypuścili szturm na budynek telewizji w Aleppo, wokół którego umieścili ładunki wybuchowe; zostali następnie zbombardowani przez lotnictwo i zmuszeni do odwrotu. Według oficjalnej agencji SANA "terroryści" - jak reżim określa rebeliantów - "zaatakowali cywilów i budynek, lecz żołnierze go obronili". Telewizja podała, że w ataku zginęli i zostali ranni terroryści. Walki wywiązały się także w miejscowości Irbin, kilka kilometrów na północny wschód od Damaszku, gdzie - w relacji agencji SANA - "terroryści próbowali zablokować główna drogę, ale zostali wyparci". W sumie w całym kraju zginęło w sobotę 60 osób, w tym 35 cywilów, 18 żołnierzy i siedmiu rebeliantów - twierdzi Obserwatorium. Poprzedniego dnia organizacja ta informowała o śmierci 84 osób w całej Syrii, w tym o 46 cywilach. W sytuacji, gdy przemoc w Syrii nie ustaje, społeczność międzynarodowa usiłuje znaleźć rozwiązanie kryzysu. W trzy dni po ogłoszeniu przez dotychczasowego międzynarodowego wysłannika do Syrii Kofiego Annana, że nie będzie pełnił funkcji po wygaśnięciu mandatu z końcem sierpnia, Katar ostrzegł, że kraje arabskie zaakceptują jego następcę tylko pod warunkiem, że zagwarantuje on przekazanie władzy w Syrii. - Kraje arabskie nie zaakceptują nowego wysłannika, jeśli będzie miał taki mandat, jaki miał Annan - oświadczył premier Kataru, szejk Hamad ibn Dżasim ibn Dżabr as-Sani. Dodał, że jedyny "akceptowalny mandat przewiduje pracę na rzecz pokojowego przekazania władzy w Syrii". Szef rządu katarskiego poinformował, że kontaktował się już w tej sprawie z sekretarzami generalnymi ONZ i Ligi Arabskiej oraz samym Annanem. Annan, były szef ONZ, nie zdołał wyegzekwować swego planu pokojowego, który zakładał przede wszystkim rozejm i dialog polityczny między obu stronami. Od marca 2011 roku w rewolcie przeciwko reżimowi Asada zginęło już ponad 21 tys. ludzi - wynika z najnowszych danych Obserwatorium Praw Człowieka.