Analitycy uważają, że głębokie podziały w opozycji i apatia wyborców doprowadzą do tego, że władza pozostanie w rękach obecnych rządzących. - Po co głosować? Co to zmieni? Wybory dla zwykłych ludzi nie oznaczają nic. To nonsens - mówi Akhavi Sogoian, 42-letni mieszkaniec ubogiego Kond, leżącego na wzgórzach otaczających stolicę tego zapomnianego na krańcach Europy kraju - Erewań. Wydaje się, że reformy są konieczne. Centrum Erewania, ze swoimi kafejkami i butikami, sprawia pozytywne wrażenie. Ale wieś pogrążona jest w głębokim ubóstwie. Piękne i malownicze górskie wioski są opustoszałe. Setki tysięcy Ormian opuściło kraj w poszukiwaniu pracy. Na zielonych pagórkach zalegają rdzewiejące postsowieckie fabryki. Z trzech milionów Ormian mieszkających w kraju, ponad 30 procent żyje za mniej, niż dwa dolary (1,5 euro) dziennie. Ludzie wypruwają żyły, żeby zapłacić za minimum potrzebne do życia. MArcow badania opinii publicznej wykazały, że ponad 50 procent Ormian uważa, że kraj zmierza w złym kierunku. W styczniowych statystykach 93 procent mieszkańców stwierdziło, że kraj potrzebuje radykalnych zmian społeczno - ekonomicznych. Dwie prorządowe partie - Republikańska Partia Armenii i partia Zamożna Armenia, założona przez milionera i byłego mistrza świata w zapasach na rękę Gagika Tsarukiana - najprawdopodobniej wygrają wybory. Liderzy opozycji zapowiadają masowe protesty, jeśli partie rządzące dopuszczą się podczas wyborów jakichkolwiek nieprawidłowości.