"Tak dla demokracji, nie dla reelekcji" - wykrzykiwali w centrum Buenos Aires demonstranci, którzy obawiają się, że Kirchner będzie starała utrzymać się u władzy i wprowadzi zmiany w konstytucji, umożliwiające jej kolejną kadencję. Wielotysięczny tłum przeszedł ulicami stolicy pod Obelisk, który jest ikoną miasta i tradycyjnym miejscem zgromadzeń. Grupa protestujących niosła 200-metrową flagę Argentyny. Od czasu do czasu demonstranci śpiewali hymn narodowy i uderzali w garnki. Protesty, zwane po hiszpańsku "cacerolazos", mają w Argentynie długą tradycję i zyskały na popularności szczególnie podczas kryzysu w latach 2001-2002. "Koniec z korupcją", "Ratujmy republikę", "Niezależne sądy" - głosiły transparenty. "Ludzie nie czują, że mają swoich reprezentantów. Wszyscy na to narzekają. Błagają opozycję, by zaczęła walczyć, a rząd, by ich wysłuchał" - mówiła jedna z czołowych organizatorek protestów Mariana Torres. "Nie podobają mi się niektóre działania rządu, przede wszystkim autorytaryzm Cristiny" - powiedział 20-letni student Federico Chelli. "Eksportujemy mięso i soję, ale kurs wymiany nas zabija" - skarżył się 65-letni przedsiębiorca Vincenzo Guarino. Zwolennicy Kirchner twierdzą, że wśród protestujących są jedynie przedstawiciele klasy średniej lub członkowie zdyskredytowanych partii politycznych. W czwartek Argentyńczycy protestowali też w Rosario na północnym wschodzie i na zachodzie w Mendozie czy Bariloche, a także poza granicami kraju, przed ambasadami i konsulatami, m.in. w Nowym Jorku, Waszyngtonie, Paryżu, Rzymie, Madrycie, Toronto, Miami i Londynie. Lokalne media piszą, że w protestach uczestniczyły setki tysięcy ludzi. Dotychczas nie podano oficjalnych danych. Manifestacje zostały zorganizowane przez obywateli za pośrednictwem portali społecznościowych, bez udziału partii opozycyjnych, podobnie jak 13 września, gdy w wielu miastach odbyły największe protesty od objęcia przez Kirchner najwyższego urzędu w państwie w 2007 r. Prezydent w ubiegłym roku została wybrana na drugą kadencję, uzyskując ponad 54 proc. głosów. Jednak obecnie popiera ją tylko 30 proc. Argentyńczyków. Powołany przez nią rząd ciągle traci na popularności z powodu skandali korupcyjnych, wysokich wskaźników przestępczości i ciągle rosnącej kontroli, jaką sprawuje nad gospodarką. Protestującym nie podobają się również nowe przepisy kontrolujące wymianę walut, które praktycznie uniemożliwiają Argentyńczykom kupno dewiz w celu oszczędzania. Mogą odkładać peso, które szybko traci na wartości z powodu wysokiej inflacji lub też po niekorzystnych kursach na czarnym rynku wymieniać lokalną walutę na dolary. Tym, co przelało czarę goryczy były pogłoski, że zwolennicy prezydent planują zmiany w konstytucji, które pozwoliłyby jej na ubieganie się o trzecią kadencję w wyborach w 2015 roku. Argentyńska konstytucja dopuszcza jedną reelekcję. Z sondażu ośrodka badawczego Management & Fit wynika, że zmiany w konstytucji odrzuca ponad 80 proc. obywateli.