Strajk dał się najbardziej odczuć w stolicy państwa Buenos Aires, ale w poważnym stopniu dotknął także inne miasta i regiony. Zamknięto większość sklepów, punktów usługowych i stacji benzynowych. Strajkujący zablokowali drogi krajowe i stanowe (m.in. Autostradę Panamericana w miejscowości General Pacheco, drogę krajową nr 3 w Isidro Casanova, Zachodnią Autostradę w Castelar). Odwołano prawie wszystkie loty krajowe i regionalne, stanęły pociągi i stołeczne metro. Przywódcy strajkujących - Hugo Moyano z Generalnej Konfederacji Pracy (CGT)Związku Transportowców (SC), Pablo Micheli z Centrali Argentyńskich Robotników (CTA) i Luis Barrionuevo z CGT Azul y Blanca - ogłosili, że podłożem protestu są wysoka inflacja i godzący w robotników system podatkowy. Jednocześnie uznali strajk za sukces, a udział w nim ocenili jako "masowy". Z kolei sekretarz generalny lojalnego wobec rządu związku Union Tranviarios Automotor (UTA) Roberto Fernandez sygnalizował pojawianie się aktów przemocy i wrogości m.in. w barach, restauracjach i środkach transportu. "Pomimo tego, że chcemy udać się do pracy, nie możemy tego zrobić przez tych, którzy blokują ulice i drogi" - skarżył się na strajkujących. We wtorek rano prezydent Argentyny Cristina Fernandez napisała na swoim koncie na Facebooku: "Chcę wezwać moich kolegów robotników do wykazania odpowiedzialności w obronie nie tego rządu, lecz projektu politycznego, który stworzył pięć i pól miliona miejsc pracy". Zniechęcała do uczestnictwa w strajku, pisząc, ze udział w nim "oznacza chleb dla wybranych dzisiaj i głód dla wszystkich lub prawie wszystkich jutro". Prezydent przewodniczyła we wtorek wieczorem uroczystościom Dnia Suwerenności w San Pedro na północ od Buenos Aires. Nawiązując do aktualnej sytuacji zadeklarowała: "Nikt mnie nie przepędzi, i tym bardziej groźbami. To nie są przywódcy (związkowi), których chcieli Peron i Eva". Chodzi tu o prezydenta Juana Perona i jego małżonkę, których polityczną spadkobierczynią jest Fernandez. Jak podkreślają komentatorzy, wtorkowy strajk generalny to pierwsze tak masowe wystąpienie przeciw rządowi od 2003 r. Nie jest to jednak wydarzenie jednorazowe, lecz kontynuacja wcześniejszych manifestacji. 8 listopada setki tysięcy Argentyńczyków wyszły na ulicę w proteście przeciw planom pani prezydent, by poprzez znowelizowanie konstytucji zapewnić sobie reelekcję. Wcześniej Cristina Fernandez naraziła się m.in. rolnikom. W marcu 2008 roku rząd podniósł cła eksportowe na produkty rolne, co doprowadziło do masowych strajków i blokad dróg.