Według nich, Tarantini miał otrzymać od Berlusconiego pół miliona euro za fałszywe zeznania na temat prostytutek, odwiedzających Palazzo Grazioli - prywatną rezydencję premiera w Rzymie. Ponadto każdego miesiąca miał inkasować za to kolejne sumy. Zarzuty śledczych mają za podstawę treść podsłuchanych rozmów telefonicznych. Nazwisko 34-letniego obecnie Tarantiniego pojawiło się w nagłówkach włoskiej prasy już dwa lata temu. Zarzucono mu wtedy, że pośredniczył w sprowadzaniu do rezydencji premiera luksusowej prostytutki Patrizii D'Addario. Aferę wokół obyczajowych ekscesów Berlusconiego ujawniła jako pierwsza właśnie D'Addario. W zeznaniach w trakcie śledztwa, jak też w udzielonym wywiadzie poinformowała, iż Tarantini zaprosił ją na dwa przyjęcia w Palazzo Grazioli, obiecując wynagrodzenie w kwocie 2 tys. euro. Za pierwszym razem, ponieważ nie przenocowała u premiera, otrzymała tylko tysiąc euro. W trakcie drugiej wizyty spędziła w rezydencji noc, ale twierdzi, że nic za to nie dostała.