Biuro prasowe władz w Kaszgarze zaprzeczyło, by doszło do aresztowań - pisze agencja Reutera. Mieszkańcy Kaszgaru, przez który prowadzić ma trasa olimpijskiego znicza, mówią o zaostrzeniu środków bezpieczeństwa przed igrzyskami w Pekinie. Separatystyczne tendencje Sinkiangu od dawna są źródłem kłopotów dla chińskich władz. Ujgurzy - lud tureckiego pochodzenia, w większości muzułmanie - zamieszkują region autonomiczny Sinkiang w Chinach oraz wschodni Kazachstan, Kirgistan i Uzbekistan. Jest ich ok. 7,7 mln. Sinkiang - dawny Turkiestan Wschodni - pozostawał w granicach Chin w I w. p.n.e. - III w. n.e. i od poł. XVIII wieku. Dilxat Raxit, rzecznik działającego na wygnaniu w Niemczech Światowego Kongresu Ujgurów, powiedział, że władze chińskie wykorzystują olimpiadę jako pretekst do prześladowań. - Jeden świat - jedno marzenie? - spytał retorycznie nawiązując do hasła olimpiady. - Czy to słuszne? Ujgurzy marzą o czym innym. Nie chcemy olimpiady. Z Sinkiangu, jak podaje sponsorowane przez USA Radio Free Asia, napływają doniesienia o rewizjach w domach, prawdopodobnie w poszukiwaniu broni. Zaprzeczają temu milicja i mieszkańcy, z którymi agencja Reutera kontaktowała się telefonicznie. Organizacje obrońców praw człowieka oskarżają Chiny o wykorzystywanie zapoczątkowanej przez USA wojny z terroryzmem jako pretekstu do ucisku Ujgurów i ograniczania wolności religijnej. Doniesienia te zbiegają się z niepokojami w Tybecie. Pokojowe manifestacje mnichów w rocznicę tybetańskiego powstania z 1959 roku przerodziły się w antychińskie wystapienia. W Lhasie według władz zginęło 19 osób. Liczba zabitych według tybetańskiego rządu emigracyjnego to ok. 140. Według czwartkowej chińskiej prasy zatrzymano ponad tysiąc osób w związku z zamieszkami w Lhasie. O zatrzymaniu 800 "przestępców" po zamieszkach z 14 marca napisała handlowa gazeta "Tibet Commerce", powołująca się na przedstawiciela komunistycznej partii w Tybecie Wanga Xiangminga. Inne oficjalne doniesienia mówią o zatrzymaniu ponad 800 ludzi, a 280 osób miało samych oddać się w ręce władz. Podczas niedawnej wizyty w prowincji Yunnan, będącej jedną z prowincji, do których po aneksji Tybetu włączono jego części, premier Chin Wen Jiabao obiecywał większe wsparcie biednych rejonów, zamieszkanych przez etniczne mniejszości i wzywał do zachowania jedności. Zamieszki podważają propagandowe zapewniania o społecznej harmonii, wzbudzają zaniepokojenie zagranicy i rzucają cień na letnią olimpiadę, którą władze chcą wykorzystać do chwalenia się rozwojem kraju. W Tybecie i prowincjach, do których Chiny włączyły jego części, nadal trwają prześladowania - podała w czwartek Międzynarodowa Kampania na rzecz Tybetu (ICT). Trzy czwarte protestów wybuchło w tybetańskich rejonach prowincji Qinghai, Syczuan i Gansu. ITC otrzymała doniesienia o masowych aresztowaniach, wywożeniu ludzi w nieznanym kierunku, o klasztorach otoczonych przez siły bezpieczeństwa i Tybetańczykach szukających schronienia w górach.