Podana przez izraelską telewizję publiczną wiadomość o "zgonie" Arafata narobiła sporo zamieszania w światowych mediach. Doniesieniom tym zaprzeczył jednak ordynator podparyskiego szpitala, w którym Arafat przebywa od tygodnia. - Pan Arafat nie umarł - powiedział dziennikarzom dr Christian Estripeau, który jednocześnie dodał, że "stan kliniczny pacjenta skomplikował się". Jak wynika z informacji francuskich źródeł medycznych, na które powołuje się agencja AFP, Arafat znajduje się w stanie "śmierci mózgowej" i "głębokiej śpiączce ostatniego stopnia". W takim zawieszeniu między życiem a śmiercią mógłby on dzięki aparaturze medycznej pozostawać nawet przez wiele tygodni. Z kolei jordański lekarz Arafata, który znajduje się w szpitalu, zapewnia, że mózg przywódcy Autonomii ciągle funkcjonuje. Jeden z bliskich współpracowników Arafata przyznał jednak, że jego stan jest "bardzo ciężki", że "znajduje się śpiączce", a w jego otoczeniu "panuje coraz większy pesymizm". Wielu obserwatorów uważa, że napływające przez cały dzień sprzeczne doniesienia o zdrowiu przywódcy Autonomii to gra na czas. Gra, która po pierwsze ma służyć ostatecznemu ustaleniu, kto przejmie władzę po Arafacie, i zapobiec tym samym powstaniu chaosu, zaś po drugie ma pozwolić na ustalenie, gdzie Arafat zostanie pochowany. Wiadomo, że Izrael, który obawia się zamieszek podczas pogrzebu, nie zgadza się na to, by szef Autonomii spoczął w Jerozolimie. Według doniesień agencyjnych, palestyński premier Ahmed Korei, przejął obowiązki Arafata, a władze palestyńskie, zgodnie z jego testamentem, przygotowują jego przewiezienie z powrotem na teren Autonomii Palestyńskiej. Natomiast źródła izraelskie poinformowały, w związku z doniesieniami o gwałtownym pogorszeniu się stanu zdrowia Arafata, że wojsko izraelskie w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu postawiono w stan gotowości. W stan gotowości postawione zostały też palestyńskie siły bezpieczeństwa. Władze Autonomii nie wykluczają wybuchu zamieszek na wieść o śmierci Arafata.