Przykład Chin zdawał się potwierdzać, że ludzie są gotowi poświęcić wolność tak długo, jak reżim zapewnia im dobrobyt, jednak fala antyreżimowych protestów, jaka w 2011 roku przetoczyła się przez kraje arabskie, pozwala wątpić w słuszność tej tezy - przekonuje gazeta. W państwach arabskich, w "regionie niegdyś uważanym za nieczuły na uroki demokracji", prześladowani obywatele zaryzykowali wszystko, by domagać się wolności od opresyjnych rządów dyktatów. W Tunezji, Egipcie czy Libii protesty doprowadziły do obalenia "brutalnych tyranów", od wielu lat niepodzielnie sprawujących władzę - przypomina dziennik. Zastrzega jednocześnie, że tryumf demokracji w tych państwach nie jest jeszcze całkowity. "Tunezja wybrała swój pierwszy parlament, ale już w Egipcie wybory zostały przyćmione przez starcia demonstrantów i wojska, a w Libii perspektywa wyborów jest wciąż odległa"; dodatkowo w innych krajach na świecie autokratyczni przywódcy mają się dobrze. "FT" apeluje jednak, by nie przesadzać z pesymizmem. Trzeba pamiętać, że "tworzenie demokracji na gruzach obalonych dyktatur to zawsze proces długotrwały". Ponadto nerwowa reakcja władz Rosji czy Chin na organizowane tam protesty świadczą o tym, że "każdy system władzy, która rządzi bez zgody rządzonych, jest zasadniczo słaby" - ocenia gazeta. Jak podkreśla dziennik, sukces "rewolucji 2011 roku" mierzyć należy nie tylko liczbą obalonych dyktatur; stanowią one przede wszystkim "potwierdzenie, że idea demokratyczna, wartości takie jak wolność i równość, są wciąż atrakcyjne na całym świecie". Aby system demokracji się umocnił, muszą zostać spełnione dwa warunki. "W ciągu najbliższego roku nowi przywódcy państw arabskich muszą ustanowić instytucje niezbędne do zapewnienia praw i swobód, o które walczyli ich obywatele"; równie ważne jest ożywienie gospodarki w tych krajach - wskazuje "FT", przewidując, że "jeśli sytuacja ludzi szybko się nie poprawi, demokracja może mieć problemy z zapuszczeniem korzeni". Gdy w 1989 roku ekonomista i filozof Francis Fukuyama mówił o demokracji jako ostatecznej, uniwersalnej formie rządów, na świecie było 69 państw demokratycznych; dziś jest ich blisko dwa razy więcej. "Pochód demokracji jeszcze się nie zakończył" - podsumowuje gazeta.