Chodzi o sprawę Białorusina Andrieja Żukowca, skazanego 30 kwietnia na 3 lata więzienia i 15 tys. zł grzywny przez Sąd Rejonowy w Białymstoku za oszustwo przy uzyskaniu prawie 700 tys. dolarów kredytów w dwóch białoruskich bankach. Żukowiec od początku śledztwa, a potem w trakcie procesu, nie przyznawał się do zarzutów i przekonywał, że nadesłane z Białorusi dowody przeciw niemu są sfałszowane, a sprawa ma związek z jego działalnością w antyłukaszenkowskiej opozycji. Zapowiedział apelację. Sąd uznał jednak, że dowody zgromadzone w tej sprawie na Białorusi są "dowodami rzetelnymi i zarazem dowodami wiarygodnymi". Chodzi m.in. o zeznania świadków z Białorusi, w których przesłuchaniach w Mińsku brał udział sędzia przewodniczący. Marek Bućko z Fundacji Wolność i Demokracja przekonywał w poniedziałek na konferencji prasowej w Warszawie, że sprawa Żukowca "to może być kolejna - po sprawie Bialackiego - porażka polskiego wymiaru sprawiedliwości". Podkreślił, że wyrok, który zapadł, jest wyższy niż ten, którego żądał prokurator - 2 lat więzienia w zawieszeniu. - To bardzo kuriozalna sprawa. To już powinien być powód dla Ministerstwa Sprawiedliwości do zbadania sprawy - przekonywał. Jego zdaniem sprawa apelacyjna powinna być przeniesiona do innego miasta, bo szereg sygnałów świadczy o tym, że w Białymstoku ma miejsce "dziwna dobrosąsiedzka współpraca ze służbami białoruskimi". Zaapelował też do polityków o nagłośnienie sprawy i skłonienie resortu sprawiedliwości do interwencji. Anatol Michnawiec ze Związku na Rzecz Demokracji na Białorusi dowodził na konferencji, że Żukowiec jest niewinny. Jak mówił, spółka prowadzona przez Żukowca - Trejs - wzięła w 1994 r. kredyt i spłacała go "spokojnie", dopóki nie zaangażował się on w działalność opozycyjną. Wtedy - relacjonował - rozpoczęło się nękanie Żukowca przez białoruskie KGB. Po wyjeździe do Polski - mówił Michnawiec - szykany białoruskich służb nie ustały, aż doszło do procesu w Białymstoku (Żukowiec został zatrzymany w Białymstoku w 2001 r. na podstawie białoruskiego listu gończego - PAP). Wyraził opinię, że działania białostockiego wymiaru sprawiedliwości były nieprawidłowe, a sędziowie stronniczy i - jego zdaniem - współpracujący z białoruskim reżimem. Obecna na konferencji prasowej wiceszefowa parlamentarnego zespołu ds. Białorusi Małgorzata Gosiewska powiedziała dziennikarzom, że jest jej "niezmiernie wstyd" za działania polskiego wymiaru sprawiedliwości ws. Żukowca. Zapowiedziała, że zaproponuje, by na najbliższym, wtorkowym posiedzeniu Sejmu, zespół się zebrał i zaapelował do Ministerstwa Sprawiedliwości i prokuratury o podjęcie stosownych działań. Sądem właściwym do rozpatrzenia apelacji w sprawie Żukowca (sam skazany zapowiedział jej złożenie tuż po wyjściu z sali rozpraw - PAP) będzie Sąd Okręgowy w Białymstoku. Jego rzecznik, sędzia Przemysław Wasilewski powiedział PAP, że Kodeks postępowania karnego w wyjątkowych sytuacjach daje możliwość przeniesienia rozpoznania sprawy do innego sądu. Art. 37 kpk mówi o tym, iż "Sąd Najwyższy może z inicjatywy właściwego sądu przekazać sprawę do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu, jeżeli wymaga tego dobro wymiaru sprawiedliwości". Sędzia Wasilewski przyznał jednak, że w praktyce nie spotykał się z przypadkiem, by przepis ten był wykorzystany przez sąd odwoławczy do wystąpienia o przekazanie rozpoznania sprawy przez SN, innemu sądowi równorzędnemu. Pytany, czy w takim razie np. minister sprawiedliwości mógłby wskazać inny sąd do rozpoznania sprawy, powiedział, że takiej możliwości nie ma. "Byłoby to godzenie w niezawisłość sądu" - dodał sędzia Wasilewski. Przypomniał, że strona niezadowolona z wyroku odwoławczego ma możliwość złożenia kasacji do Sądu Najwyższego.