Mimo słabnącej rosyjskiej gospodarki i przestarzałego wojska rosyjski prezydent Władimir Putin nie przestaje dyktować biegu wydarzeń w światowej polityce, ponieważ "doskonale wie, czego chce" - ocenia dwoje republikańskich polityków w tekście, który ukazał się w piątkowym wydaniu amerykańskiego dziennika. Rice była sekretarzem stanu w latach 2005-2009, a Gates ministrem obrony w latach 2006-2011."Jego pojęcie stabilizowania sytuacji jest różne od naszego. Utrzymując syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada u władzy, (Putin) broni rosyjskich interesów. Tu nie chodzi o Państwo Islamskie - każda grupa rebeliantów działająca na szkodę interesów Rosji staje się w oczach Moskwy organizacją terrorystyczną. Widzieliśmy to już na Ukrainie, a teraz, w jeszcze agresywniejszej wersji, widzimy to w Syrii" - podkreślają. Zdaniem Rice i Gatesa jest prawdą, że - jak podkreślają prezydent USA Barack Obama i sekretarz stanu John Kerry - militarne rozwiązanie syryjskiego konfliktu nie istnieje. "Jednak Moskwa jest świadoma, że to dyplomacja podąża za faktami dokonanymi, a nie na odwrót. Rosja i Iran tworzą więc korzystne dla siebie fakty. Kiedy (rosyjska) interwencja dobiegnie końca, możemy się spodziewać od Moskwy oferty pokoju, który będzie zgodny z jej interesami" - przewidują politycy. Rice i Gates przestrzegają, że USA i Rosja inaczej rozumieją pojęcie sukcesu. "Rosjanie pokazywali już w przeszłości, że chętnie godzą się na powstawanie upadłych państw i zamrożonych konfliktów, a nawet wspierali takie rozwiązania, od Gruzji po Mołdawię i Ukrainę. Dlaczego przypadek Syrii miałby być inny?" - pytają retorycznie. "Jeśli +naród+ Rosji może rządzić choć skrawkiem jakiegoś państwa, jednocześnie uniemożliwiając wszystkim innym rządzenie resztą terytorium - trudno" - takie jest ich zdaniem myślenie Putina. "Los ludzi też nie ma znaczenia. (...) Uchodźcy? To problem Europy. Zaostrzenie sporów wyznaniowych? Cóż, to w końcu Bliski Wschód. Mieszkańcy atakowani bombami beczkowymi i bronią chemiczną Asada (...)? Mówi się trudno". Polityka wewnętrzna i międzynarodowa od zawsze były w Rosji ściśle powiązane. "Przesłanie Putina do przesiąkniętych propagandą Rosjan brzmi, że Rosja jest silna w kraju, gdy jest silna za granicą, i obywatele przynajmniej na razie to kupują. Rosja czerpie poczucie własnej wartości ze statusu światowej potęgi, bo cóż innego jej pozostało? Kiedy ostatnio ktoś kupił rosyjski towar, który nie był ropą?" - pytają retorycznie autorzy. Ich zdaniem w tej sytuacji USA powinny przede wszystkim zrozumieć, że Putin nie próbuje utrzymać w ryzach systemu państwowego na Bliskim Wschodzie w reakcji na chaos stworzony rzekomo przez USA w Iraku, Libii i gdzie indziej, lecz "wykorzystuje próżnię stworzoną przez wahanie USA przed pełnym zaangażowaniem w miejscach takich jak Libia i trzymaniem się obranego kursu w Iraku". Po drugie, USA muszą same tworzyć fakty dokonane na miejscu. Zdaniem Rice i Gatesa należy poważnie rozważyć lekceważony dotąd pomysł utworzenia stref zakazu lotów i bezpiecznych miejsc dla mieszkańców, przyjmować uchodźców, dopóki nie zostanie zapewnione bezpieczeństwo, a także energicznie wesprzeć kurdyjskich bojowników, sunnickie plemiona i "to, co zostało z irackich sił specjalnych". Takie działania wzmocniłyby stosunki między USA i rozgniewaną działaniami Rosji Turcją - argumentują. "Musimy stworzyć na miejscu skuteczniejszą równowagę militarną, jeśli chcemy znaleźć rozwiązanie polityczne możliwe do przyjęcia dla USA i naszych sojuszników" - podkreślają. Po trzecie, nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której doszłoby do konfrontacji zbrojnej między siłami amerykańskimi i rosyjskimi w Syrii. Po czwarte, "musimy zobaczyć Putina w prawdziwym świetle". "Przestańmy powtarzać, że musimy lepiej zrozumieć pobudki Rosjan. Oni dokładnie wiedzą, o co im chodzi: o ochronę rosyjskich interesów na Bliskim Wschodzie wszelkimi niezbędnymi metodami. Co w tym niejasnego?" - konkludują Condoleezza Rice i Robert Gates.