Decyzja o dopuszczeniu do bitew tylko pomarańczy wolnych od wszelkich powiązań z mafią to rezultat porozumienia zawartego między władzami Ivrei a organizatorami historycznej imprezy, którą co roku obserwują dziesiątki tysięcy ludzi.Teraz postanowiono przyjrzeć się, z jakich upraw pochodzą owoce. Dlatego każdy ich dostawca musiał złożyć deklarację, w której oświadczył, że nie ma żadnych związków z mafijnymi gangami. Przypomina się, że większość owoców pochodzi z Sycylii, gdzie cosa nostra kontroluje i posiada dużą część gospodarstw rolnych. Jednym z promotorów zawartej umowy jest znane antymafijne stowarzyszenie Libera, które głosi zasady praworządności i organizuje spółdzielnie produkcyjne i gospodarstwa rolne na terenach skonfiskowanych przestępczości zorganizowanej. Burmistrz Ivrei Carlo Della Pepa oświadczył: "Sprzeciw wobec mafii jest bardzo ważny dla naszego miasta". Skala "mafijnego" problemu Komentatorzy zwracają uwagę na to, że o skali problemu działalności mafii we Włoszech świadczy najlepiej właśnie to, że miasto na północy kraju, tak bardzo oddalone od ich kolebek na południu musiało sprzeciwić się przenikaniu gangów nawet do imprezy karnawałowej. Od lat wiadomo, że klany z Sycylii, Kampanii i Kalabrii są coraz bardziej obecne w różnych dziedzinach życia gospodarczego i finansowego na włoskiej północy. Codzienne bitwy na pomarańcze, którymi ich uczestnicy obrzucają się stojąc na platformach wozów, potrwają do końca karnawału. Choć walczący mają na sobie specjalne ochraniacze i maski, to każdego dnia obrażenia odnoszą dziesiątki osób. Tradycyjna impreza ma swoją legendę, zgodnie z którą kilkaset lat temu lokalny despota odrzucił zaloty córki młynarza. Kobieta ścięła mu za to głowę i wyzwoliła miasto spod jego rządów. To właśnie głowę pana mają przypominać cytrusy, którymi obrzucają się uczestnicy bitwy.