- Zdecydowałem się ogłosić to prawo i sądzę, że w ten sposób zakończę ten gorący temat - oświadczył Antonescu. Nie ukrywał jednak rezerwy co do zasady, by próg frekwencji konieczny do uznania ważności referendum wynosił minimum 50 proc. plus jeden głos. - Osobiście mam zastrzeżenia co do progu frekwencji (...), lecz jednym z powodów, dla których zdecydowałem się ogłosić ten dekret, jest to, że przedkładam interes kraju nad korzyści partyjne - powiedział. W zeszłym tygodniu Trybunał Konstytucyjny zatwierdził ustawę, która przewiduje, że do pozbawienia prezydenta urzędu wystarczy poparcie wniosku o impeachment przez zwykłą większość uczestników referendum, a nie - jak dotychczas - przez większość uprawnionych do głosowania. Sędziowie zastrzegli jednak, że aby referendum zostało uznane za ważne, frekwencja musi przekroczyć 50 proc. Jednak centrolewicowa koalicja pod nazwą Unia Społeczno-Liberalna (USL), która chce usunięcia centroprawicowego Basescu, do tej pory nie chciała jednoznacznie określić się, czy to rozporządzenie będzie zastosowane w mającym odbyć się 29 lipca referendum. USL obawia się, że taki próg komplikuje kwestie usunięcia prezydenta w kraju, gdzie frekwencja jest często niska z powodu zmęczenia społeczeństwa polityką i politykami. W zeszłym tygodniu w czwartek szef KE Jose Barroso zażądał od premiera Rumunii Victora Ponty przywrócenia kompetencji Trybunału Konstytucyjnego odebranych mu niedawno dekretem rządowym, mianowania na rzecznika praw obywatelskich osoby z ponadpartyjnym poparciem, a także przywrócenia obowiązku 50 proc. frekwencji w referendum dotyczącym przyszłości Basescu. W poniedziałek po południu Komisja Europejska ujawniła, że wciąż czeka na ostateczne odpowiedzi Bukaresztu na swe zastrzeżenia.