Nowa Zelandia zażądała od Japonii zabrania jednostki a także podjęcia działań, mogących ograniczyć groźbę skażenia tego chronionego regionu. Nowozelandzki minister ochrony środowiska Chris Carter zaapelował o współpracę w niedopuszczeniu do katastrofy ekologicznej do znajdującej się w rejonie jednostki Greenpeace a także amerykańskiego lodołamacza. Strona japońska nie zwróciła się do tej pory jednak o jakąkolwiek pomoc. Nie jest jasne, czy ze statku-przetwórni "Nisshin Maru", znajdującego się około 250 mil morskich od amerykańskiej bazy naukowej McMurdo na wybrzeżu Antarktydy, wypływa ropa. Japońskie źródła wykluczyły w piątek takie zagrożenie. W pożarze zaginął jeden z członków załogi, ponad 120 ludzi zabrały na pokład inne japońskie jednostki a 30 pozostało na pokładzie by walczyć z pożarem. Dopiero w piątek rano udało im się zejść pod pokład jednostki - podaje japońska agencja Kyodo, zastrzegając że na statku nadal trwa walka ze skutkami pożaru. Wiadomo już, że jednostka nie będzie w stanie sama wrócić do bazy. "Nisshin Maru" wchodziła w skład flotylli japońskich statków wielorybniczych, zamierzających w tym sezonie odłowić na wodach Antarktyki - oficjalnie "dla celów naukowych" - 945 wielorybów. Przeciwko połowom protestowała organizacja Greenpeace, a okręt ekologów "Esperanza" znajdował się w momencie wybuchu pożaru na japońskiej przetwórni w odległości dwu dni rejsu od japońskich wielorybników. Pożar przetwórni - jak podano w Tokio - może zmusić japońskich rybaków do skrócenia trwającego od połowy grudnia do połowy marca sezonu połowu wielorybów. Gdyby doszło do wycieku chemikaliów ze statku, plama ropy czy oleju napędowego bezpośrednio zagroziłaby wodom Antarktyki, a także największym na świecie terenom lęgowym pingwinów na przylądku Adare.