Miejscowe służby socjalne odbierają je patologicznym rodzicom. Już ponad sto maluchów znajduje się pod opieką brytyjskich służb socjalnych. Problem narasta. Tylko w tym roku służby konsularne interweniowały w tego typu sprawach 10 razy. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Polskie placówki dyplomatyczne zawiadamiane są przez władze brytyjskie, gdy w grę wchodzi pozbawienie lub ograniczenie praw rodzicielskich. Według szacunków organizacji polonijnych problem jest dużo poważniejszy. Dotyczy co najmniej 500 dzieci. Scenariusz dramatu zwykle jest taki sam. Dzieci wyjeżdżają z rodzicami w poszukiwaniu lepszego życia. Po kilku miesiącach bezowocnego poszukiwania stałego zajęcia okazuje się, że Wyspy to nie Eldorado. Wówczas - nierzadko - gorzki smak porażki rodzice topią w alkoholu czy narkotykach. Cierpią na tym najmłodsi. - O bitych i pozbawionych opieki dzieciach coraz częściej informują nas brytyjskie sądy - mówi dziennikowi "Polska" Michał Mazurek, konsul RP w Londynie. Zanim jednak do tego dojdzie, dziecko diagnozuje lekarz. Jeśli stwierdzi jakiekolwiek obrażenia lub sińce, powiadamia służby socjalne, a te kierują sprawę do sądu. Sędzia decyduje o odebraniu rodzicom praw rodzicielskich. O interwencję proszony jest konsulat. - Sprawdzamy, czy w Polsce ma się kto zająć dzieckiem, kontaktujemy się z polską opieką społeczną i organizacjami kościelnymi. Zwykle okazuje się, że nikt na dziecko nie czeka. Pozostaje więc umieścić je w angielskiej rodzinie zastępczej - opowiada konsul Mazurek. - Kiedy policja zabiera dzieci od biologicznych rodziców, przeżywają dramat. Nie znają angielskiego, a trafiają pod opiekę anglojęzycznych opiekunów. Na Wyspach nie ma polskich rodzin zastępczych - potwierdza Marzena Konarzewska z kancelarii adwokackiej Aston Clark w Londynie. A psycholog Beata Matys-Wasilewska nie ma wątpliwości, że oddzielenie dziecka od rodziców wpływa negatywnie na jego psychikę. Na Wyspach utarło się już, że zaniedbywane dzieci emigrantów to polska specyfika, choć problem nabrzmiał w tym roku.