Komisja śledcza ma ukonstytuować się w środę. - Biorąc pod uwagę poziom kontrowersji chcemy wysłuchać pani kanclerz i ministrów już na samym początku, w miarę możliwości w styczniu - powiedział Arnold. Oczekuje on, że podczas przesłuchań dotyczących kwestii politycznych, nieobjętych tajemnicą wojskową, posiedzenia komisji śledczej będą jawne. Na to muszą się jednak zgodzić pozostałe frakcje parlamentarne. SPD, która współrządziła Niemcami przez minione cztery lata, do jesieni tego roku, nie obawia się obarczenia współodpowiedzialnością za wrześniowe bombardowanie. Przed komisją stanie prawdopodobnie także były szef niemieckiej dyplomacji, a obecnie szef frakcji SPD Frank-Walter Steinmeier. - Jesteśmy spokojni. To łatwa do przewidzenia próba wciągnięcia nas (w aferę) - powiedział Arnold. Opozycję interesuje przede wszystkim polityka informacyjna rządu w sprawie bombardowania dwóch porwanych przez talibów cystern z paliwem, które przeprowadzono 4 września na rozkaz niemieckiego dowódcy, pułkownika Georga Kleina. W wyniku ataku lotniczego w okolicach Kunduzu zginęło do 142 osób, w tym ludność cywilna. W listopadzie w Niemczech doszło do skandalu, gdy ujawniono, że resort obrony zataił raport żandarmerii wojskowej wskazujący na cywilne ofiary ataku oraz niewystarczające rozpoznanie dokonane przez pułkownika Kleina. Do dymisji podali się generalny inspektor Bundeswehry Wolfgang Schneiderhan, wiceminister obrony Peter Wichert, a następnie minister pracy Franz Josef Jung, który w poprzednim rządzie kierował resortem obrony. W ogniu krytyki znalazł się także nowy minister obrony Karl-Theodor zu Guttenberg. Opozycja oskarża go, że przemilczał, iż to grupa talibów i jej przywódcy, a nie porwane cysterny były głównym celem bombardowania. Zdaniem partii opozycyjnych akcje, których celem jest zgładzenie talibów to naruszenie mandatu, stanowiącego podstawę udziału kontyngentu Bundeswehry w misji odbudowy Afganistanu.