Organizacja rozmawiała z dziesiątkami uchodźców, którzy zostali przymusowo przesiedleni z Turcji z powrotem do Syrii, pomimo trwającego konfliktu. Ankara utrzymuje, że syryjscy uchodźcy wrócili do kraju dobrowolnie. Według Amnesty International, Turcja rozpoczęła nielegalne przesiedlanie uchodźców jeszcze przed rozpoczęciem operacji wojskowej w północno-wschodniej Syrii wymierzonej w Kurdów. "Zapewnienia Turcji, że uchodźcy z Syrii sami decydują się na powrót do kraju, są po prostu niebezpieczne i nieuczciwe" - powiedziała Anna Shea, zajmująca się w AI prawami uchodźców i migrantów. "Nasze badania pokazują, że ludzie zostali oszukani albo zmuszeni do powrotu" - zaalarmowała. Jak dodała, "Turcja zasługuje na uznanie za przyjęcie do siebie ponad 3,6 mln syryjskich kobiet, mężczyzn i dzieci, ale nie może wykorzystywać tej szczodrości jako pretekstu do lekceważenia prawa międzynarodowego i krajowego poprzez deportowanie ludzi do strefy działań wojennych". Wojna domowa w Syrii wybuchła w 2011 roku. W ciągu ostatnich ośmiu lat Turcja przyjęła na swoje terytorium około 3,6 mln Syryjczyków. Ankara twierdzi, że 315 tys. z nich z własnej woli wróciło już do kraju. Zastraszanie i przymus Deportowanie uchodźców z powrotem do ogarniętej wojną Syrii jest nielegalne. Konflikt w kraju trwa. Od lipca do października Amnesty International przeprowadziło dziesiątki wywiadów z syryjskimi uchodźcami, którzy twierdzili, że zostali fizycznie zmuszeni do powrotu do Syrii. Mówili, że byli bici albo zastraszani. Turecka policja - jak relacjonowali - zmuszała ich do podpisywania oświadczeń o "dobrowolnym powrocie" do kraju lub okłamywała, że podpisują formularze rejestracyjne o chęci pozostania w Turcji. Innym wmawiano się, że nie zostali odpowiednio zarejestrowani w konkretnej prowincji, dlatego muszą wrócić do kraju. "Turcja naraża życie syryjskich uchodźców na poważne niebezpieczeństwo, zmuszając ich do powrotu do strefy działań wojennych" - podkreśla w raporcie Amnesty International. Organizacja udokumentowała w sumie 20 takich przypadków, ale - jak twierdzi - w rzeczywistości można je liczyć w setkach. Syryjczycy opowiadali, że byli transportowani autobusami, w których jechały dziesiątki osób. Wszyscy mieli związane ręce i byli pilnowani przez uzbrojonych żandarmów. Organizacja wskazała w raporcie, że większość deportowanych to mężczyźni, ale potwierdzono też przypadki deportacji nastolatków i całych rodzin z małymi dziećmi. "Więzienie albo powrót do Syrii" Qasim, 39-letni ojciec z Aleppo, powiedział, że był przetrzymywany przez sześć dni na komisariacie w tureckiej miejscowości Konya, gdzie policjant powiedział mu wprost: "Masz wybór: miesiąc, dwa lub rok tutaj w więzieniu - albo wracasz do Syrii". Nabil, jego żona i dwuletni syn zostali zatrzymani w Ankarze w czerwcu 2019 roku razem z ponad 100 innymi osobami. Po trzech dniach powiedziano im, że zostaną przetransportowani do obozu w tureckiej prowincji Hatay, ale zamiast tego wszyscy zostali deportowani autobusem do syryjskiego Idlib. Turcja się odwraca Tureckie władze nie odniosły się do raportu opublikowanego przez Amnesty International, ale wcześniej odrzucały oskarżenia o przymusowe odsyłanie Syryjczyków do kraju. Jak zaznacza Reuters, jeśli rzeczywiście doszło do nielegalnych deportacji, oznacza to odwrócenie się Ankary od dotychczasowej polityki. Od wybuchu wojny domowej w Syrii w 2011 roku prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan i inni tureccy politycy nieustannie podkreślali gotowość niesienia pomocy uchodźcom. Turcja rozpoczęła 9 października ofensywę o kryptonimie "Źródło Pokoju" w północno-wschodniej Syrii przeciwko kurdyjskim bojownikom z Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG), których uważa za terrorystów. Celem ataku było wyparcie Kurdów z przygranicznego pasa o szerokości 32 km na granicy turecko-syryjskiej. Ankara ma zamiar utworzyć tam "strefę bezpieczeństwa" i przesiedlić do 2 mln uchodźców, którzy uciekli z Syrii do Turcji.