W wywiadzie, którego udzielił w czwartek elektronicznemu dziennikowi izraelskiemu "The Times of Israel", minister obrony z ramienia Partii Pracy w latach 2006 i 2007 powiedział: "Przeżywamy moment krytyczny dla Izraela. Za dwa lata nie będziemy już w stanie robić rzeczy, które robimy dziś", a premier ogłosi sparaliżowanie budowy żydowskich osiedli na okupowanych terytoriach Zachodniego Brzegu. "W zasadzie jestem przeciwny ich zakładaniu, ale gdybym nawet był prawicowcem, musiałbym myśleć o tym, że Izrael działa przecież w środowisku (międzynarodowym), które coraz bardziej go izoluje, nie pozwalając mu na pewne działania". Perec ubolewa, że większość izraelskiej opinii publicznej, w tym nacjonalistyczna prawica, w słowach popiera utworzenie Państwa Palestyńskiego, ale "nie jest w stanie zapłacić żadnej ceny za pokój". "Byłaby to najgorsza tragedia" - Wszyscy chcą pokoju, jednak pod warunkiem, że to nie będzie nic kosztowało - mówi były szef resortu obrony, ostrzegając, że za dziesięć lat Palestyńczycy "będą mogli zażądać pełnych praw obywatelskich, a cały świat ich w tym poprze". - Z izraelskiego punktu widzenia byłaby to najgorsza tragedia. Wszyscy rozumiemy, że dodanie trzech czy czterech milionów Palestyńczyków jako obywateli Izraela korzystających z pełni praw będzie oznaczało kres Izraela jako państwa żydowskiego i demokratycznego - konkluduje Perec. Mówiąc o kontynuowaniu rozbudowy żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu, Perec ostrzega, że "ci, którzy wierzą, że nie trzeba nic robić poza stwarzaniem w terenie faktów dokonanych", prowadzą Izrael i terytoria palestyńskie ku "rzeczywistości państwa dwunarodowego".