Tajny dokument ma zawierać informacje dotyczące zarówno życia osobistego, jak i finansów amerykańskiego prezydenta elekta, a także jego działalności politycznej. Według mediów, tajny dokument miał zostać pokazany Donaldowi Trumpowi podczas jego piątkowego spotkania z szefami amerykańskich służb wywiadowczych. Chcieli oni przekazać przyszłemu prezydentowi, że Rosjanie dysponują również informacjami na jego temat, choć dotąd ujawnili tylko te dotyczące jego kontrkandydatki w wyborach, Hillary Clinton. Według nieoficjalnych informacji, Rosjanie twierdzą między innymi, że jeden z bliskich współpracowników Trumpa miał bliskie kontakty z rosyjskimi władzami i wymieniał się z nimi informacjami. Sztab Donalda Trumpa nie komentuje najnowszych doniesień. Po piątkowym spotkaniu z szefami amerykańskich służb wywiadowczych Trump po raz pierwszy publicznie przyznał, że Rosja mogła dokonać ataków hakerskich podczas kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. Wcześniej Donald Trump wielokrotnie kwestionował tezę, że Rosja ingerowała w amerykańskie wybory. Argumentował, że sprawcy cyberataków są trudni do wykrycia i że włamań do sieci komputerowych Partii Demokratycznej i szefa sztabu Hillary Clinton mógł nawet dokonać "jakiś czternastolatek". Po spotkaniu z szefami CIA, FBI i Agencji Bezpieczeństwa Narodowego Donald Trump wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że Rosja, Chiny i inne kraje cały czas atakują sieci komputerowe amerykańskiego rządu, przedsiębiorstw oraz organizacji politycznych, w tym komitetu krajowego Partii Demokratycznej. Wyraził jednak przekonanie, że włamania nie miały żadnego wpływu na jego zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Amerykańskie służby wywiadowcze oceniły, że prezydent Władimir Putin osobiście zlecił ingerencję w amerykańskie wybory prezydenckie. W ujawnionym podsumowaniu raportu w tej sprawie służby specjalne oceniły, że celem tych działań było podważenie systemu demokratycznego w USA, a także zdyskredytowanie Hillary Clinton i osłabienie jej szans na zwycięstwo.