"NYT" przypomina w piątek, że poprzednie porozumienie wynegocjowane w Mińsku szybko się załamało, a czwartkowe "jest bardzo ograniczone" i zakłada, że trudne problemy zostaną rozwiązane dopiero w najbliższym czasie. - To nadal do Putina należy decyzja, czy będzie to prawdziwy krok w kierunku pokoju czy kolejny cyniczny zwód w kampanii rozczłonkowania Ukrainy - podkreśla nowojorski dziennik. Według niego Putin w Mińsku zyskał wiele, m.in. to, że zawieszenie broni rozpocznie się w niedzielę, a nie natychmiast, jak chcieli Ukraińcy. Daje to separatystom kilka dni na kontynuowanie oblężenia strategicznego Debalcewe oraz ataku na Mariupol - wyjaśnia "NYT". W Mińsku ustalono, że Ukraina może przejąć pełną kontrolę nad granicą z Rosją pod koniec 2015 r., po przeprowadzeniu lokalnych wyborów na terenach kontrolowanych przez separatystów oraz po uzgodnieniu zmian w konstytucji, które dawałyby tym obszarom sporą autonomię. - Stopień samostanowienia dla prorosyjskich regionów na wschodzie Ukrainy leży u podstaw jakiegokolwiek trwałego rozwiązania, a negocjacje będą się toczyły w czasie, gdy Rosja będzie mogła wysyłać żołnierzy i sprzęt przez granicę - zaznacza dziennik. Według "NYT" "porozumienie jest gorzką pigułką dla prezydenta Ukrainy Petro Poroszenki", a bezsporne pozostaje to, że konflikt na Ukrainie "jest wojną Putina". "Putinowi zaoferowano o wiele lepsze porozumienie niż to, na które zasługiwał. Teraz najważniejsze jest to, by Zachód nadal wywierał na niego presję. Sankcje nie powinny zostać złagodzone, dopóki Putin nie pokaże woli przestrzegania porozumień z Mińska. Jeśli tego nie zrobi, nie powinno być żadnych wątpliwości co do dalszych sankcji" - podkreśla "NYT". Według "Washington Post" nie jest jasne, czy nowe porozumienie przetrwa wystarczająco długo, by udało się wdrożyć jego główny punkt, czyli zawieszenie broni. Gazeta ocenia też, że porozumienie nie powstrzymuje ambicji Putina do utworzenia marionetkowego państwa na wschodzie Ukrainy, które może być wykorzystywane do sabotażu reszty kraju. "Jeśli umowa będzie w pełni przestrzegana, co jest mało prawdopodobne, porozumienie umożliwi realizację tego projektu" - twierdzi waszyngtoński dziennik. Według niego wynik całonocnych rozmów kanclerz Angeli Merkel oraz prezydentów Francji - Francois Hollande'a, Ukrainy - Petro Poroszenki i Rosji Władimira Putina "odzwierciedla nierównowagę między przywódcą Kremla, który używa siły wojskowej, a europejskimi przywódcami, którzy nie są gotowi na to odpowiedzieć, ale też próbują uniemożliwić Ukrainie zdobycie środków na obronę". "W zmiana za obietnicę "deeskalacji", która była ich nadrzędnym celem, europejscy liderzy nakłonili Poroszenkę, by zgodził się na warunki, które dają Putinowi prawo weta w sprawie ostatecznego politycznego porozumienia dotyczącego wschodu Ukrainy i zgodę na dalsze naruszanie suwerenności kraju" - wyjaśnia "WP". Wśród zdobyczy Putina gazeta wymienia m.in. to, że Kijów będzie mógł zacząć przywracać kontrolę nad granicą dopiero pod koniec 2015 r. Rosyjski prezydent "upewnił się też, że na szczycie UE w czwartek nie zostaną przyjęte nawet najmniejsze sankcje". Dał też prezydentowi USA Barackowi Obamie powód, by odrzucić argumenty tych osób w administracji, które zabiegały o dostawy broni dla Ukrainy. Putin może, kiedy tylko zechce, wznowić ataki, podczas gdy ponowne znalezienie uzasadnienia do wprowadzenia nowych sankcji lub dostaw broni może zająć tygodnie lub miesiące - pisze "WP". Według gazety "bez dodatkowej presji ekonomicznej i wojskowej Putin nigdy nie wypełni warunków porozumienia". "Wall Street Journal" pisze wręcz o "najnowszym zwycięstwie Putina" i dodaje, że "porozumienie sankcjonuje rosyjską satrapię na Ukrainie". Dziennik podkreśla, że najnowsze zobowiązania z Mińska są identyczne do tych, których Moskwa już nie przestrzegała. "Gorsze jest to, że porozumienie wymusza na Kijowie wręczanie dodatkowych podarunków separatystycznym regionom, w tym powołanie niezależnej policji i wznowienie wypłat emerytur i wynagrodzeń dla urzędników. "Daje to Kremlowi korzyści z ustanowienia satrapii bez ponoszenia kosztów utrzymania czy przejęcia odpowiedzialności politycznej" za nią - podkreśla "WSJ". Porozumienie zmienia wschodnią Ukrainę w jeszcze jeden "zamrożony konflikt", podobny do tych w Naddniestrzu czy Abchazji, "z opcją wyjęcia konfliktu z zamrażarki, gdy tylko Rosja będzie chciała". "Już sama groźba zrobienia tego da Putinowi władzę nad Kijowem, jeśli będzie on dążył do bliższych stosunków z UE czy NATO" - ocenia "WSJ". "Nikogo nie powinno dziwić, jeśli porozumienie załamie się tak szybko, jak poprzednie. Entuzjazm, z jakim Francja i Niemcy chciały renegocjować zawieszenie broni, które Putin już zerwał, pokazuje jedynie, że w przyszłości łamanie porozumień nie będzie nic kosztowało. "Więc w zależności od swych potrzeb politycznych (Putin - przyp. red.) będzie krążył pomiędzy brutalną siłą i fałszywą dyplomacją" - podkreśla "WSJ". UE i USA powinny już planować, w jaki sposób powstrzymać następny krok Putina. Według "WSJ" należy rozważyć szersze sankcje, by zaostrzyć problemy gospodarcze Rosji oraz dozbrajanie Ukrainy, by zwiększyć koszty dla Putina, gdy po raz kolejny złamie rozejm. Zdaniem "WSJ" należy też zwiększyć liczbę żołnierzy NATO w krajach bałtyckich, co utrudniłoby wybuch podobnych konfliktów do tego na Ukrainie wśród rosyjskojęzycznej ludności w tych dawnych satelickich państwach. Chodzi też o większe wysiłki na rzecz eksportu amerykańskiego gazu do Europy, by zmniejszyć siłę nacisku Putina. "Tymczasem Zachód najpewniej wykorzysta zawieszenie broni jako wymówkę do robienia niewiele lub do nierobienia niczego. Putin skonsoliduje swe ostatnie zwycięstwo, dokona przeglądu sytuacji w Europie w poszukiwaniu słabych punktów i poczyni kolejny ruch, zanim Ameryka będzie miała nowego prezydenta, który być może będzie robił więcej, by oprzeć się jego podbojom" - konkluduje "WSJ"