Zgodnie z rozkazem sekretarza obrony USA Donalda Rumsfelda w rejon Zatoki Perskiej mają w najbliższym czasie udać się tysiące żołnierzy, samolotów i okrętów wojennych. W okolicach Iraku ma ich być tylu, by co najmniej podwoić stacjonujące już tam około 50-tysięczne wojsko. Prawdopodobnie już jutro z Balitmore na Ocean Indyjski odpłynie amerykański okręt, na którym znajduje się ruchomy szpital. W stan gotowości postawiono także oddziały Gwardii Narodowej. Także turecka armia przemieszcza się w stronę granicy z Irakiem, choć Ankara odmówiła jakichkolwiek informacji w tej sprawie. Eksperci przewidują, że Turcy zmierzają do kurdyjskich terytoriów w północnym Iraku. Już w tej chwili przebywa tam kilka tysięcy tureckich żołnierzy. Ankara na razie nie wypowiedziała się, czy poprze atak na Irak. Dotychczas odnosiła się do tej sprawy sceptycznie, ale jako członek NATO prawdopodobnie udzieli swego wsparcia. Jak przewidują specjaliści, atak na Irak może nastąpić już na początku stycznia. Tym razem w uderzeniu weźmie udział najwyżej ćwierć miliona żołnierzy, czyli aż o połowę mniej niż w czasie wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku. Po deklaracjach Busha Husajn spotkał się z doradcami Prezydent Iraku zwołał w niedzielę swych doradców politycznych, aby przedyskutować "ostatnie wydarzenia", a zwłaszcza sobotnie deklaracje prezydenta USA George'a W.Busha, dotyczące "zagrożenia, jakim Saddam Husajn jest dla świata". Jak podała oficjalna iracka agencja INA, w spotkaniu wzięli udział m.in. wiceprzewodniczący irackiej Rewolucyjnej Rady Dowódczej Izat Ibrahim, wiceprezydent Iraku i prawa ręka Husajna, Taha Jasin Ramadan, i wicepremier Tarik Aziz. Bush oświadczył wczoraj, że Saddam Husajn stanowi "zagrożenie dla swych sąsiadów i dla świata". Jednocześnie Pentagon przyspieszył przerzucanie wojsk amerykańskich w rejon Zatoki Perskiej.