Amerykańscy żołnierze w Danii. Bezpieczeństwo czy utrata suwerenności?
Ma zapewnić Danii bezpieczeństwo, umożliwić Amerykanom dostęp do trzech baz wojskowych na terenie królestwa i wzmocnić północną flankę NATO. Mowa o amerykańsko-duńskiej umowie, która ma dziś zostać ratyfikowana przez parlament w Kopenhadze. Dziesięcioletni pakt budzi jednak wiele kontrowersji. Jego przeciwnicy mówią o odebraniu części suwerenności i chronieniu amerykańskich żołnierzy przed duńskim prawem.

Historia samej umowy sięga jeszcze rządów prezydenta Joe Bidena. Zawarta została w grudniu 2023 na 10 lat bez możliwości jej wypowiedzenia przez jedną ze stron. Porozumienie ustanawia tak naprawdę ramy dla stałej obecności amerykańskich sił zbrojnych na duńskim terytorium. Konkretnie Stany Zjednoczone uzyskają szeroki dostęp do wyznaczonych duńskich baz wojskowych, co oznacza możliwość stacjonowania amerykańskiego personelu i sprzętu na stałe lub rotacyjnie w Królestwie Danii.
Konkretnie chodzi o trzy bazy lotnicze w Jutlandii: Aalborg (na północy), Karup (w środkowej Jutlandii) oraz Skrydstrup (na południu). Jeżeli duński parlament ostatecznie ratyfikuje dziś tę umowę, USA będą mogły budować w bazach własną infrastrukturę pomocniczą w uzgodnieniu ze stroną duńską. W umowie uzgodniono, że Amerykanie będą magazynowali i serwisowali sprzęt wojskowy, prowadzili szkolenia i ćwiczenia z terytorium Danii.
Umowa budzi w Danii kontrowersje społeczne
Duńska premier Mette Frederiksen od miesięcy przekonuje, że ta umowa jest jak najbardziej korzystna dla Duńczyków, mimo ostatnich tarć z Donaldem Trumpem, przede wszystkim w kwestii Grenlandii, którą amerykański prezydent chce kupić lub przejąć ze względu na interesy bezpieczeństwa USA w regionie arktycznym. Szefowa duńskiego rządu mówi wprost o konieczności wzmocnienia północnej flanki NATO i lepszej ochronie basenu Bałtyku przed rosyjskim agresorem.
Ale przeciwnicy podkreślają, że stała obecność Amerykanów w Danii to przede wszystkim częściowe odebranie suwerenności i skierowanie uwagi na Danię przez Władimira Putina, co oznaczałoby, że to właśnie królestwo w przypadku ataku zbrojnego mogłoby się stać głównym celem ataku ze strony Rosji.
Kontrowersje budzi również fakt, że amerykańscy żołnierze, którzy stacjonowaliby w Danii, nie podlegaliby tutejszej jurysdykcji. Konkretnie to oznacza, że w przypadku popełnienia przestępstwa przez amerykańskich mundurowych, nie mogliby być oni ścigani przez tutejsze służby i sądzeni w duńskich sądach.
Co więcej, amerykańska żandarmeria wojskowa otrzyma uprawnienia do podejmowania działań porządkowych wobec cywilów na terenie i w otoczeniu baz USA, jeśli będzie to konieczne dla bezpieczeństwa i kontroli tych obiektów. To oznaczać będzie, że w przypadku jakichkolwiek demonstracji przed bazami, to amerykańskie służby, a nie duńska policja będzie mogła podejmować interwencje.
Politycy mówią tak, społeczeństwo niekoniecznie
Ostatni sondaż przeprowadzony przez duńskiego nadawcę publicznego DR pokazał, że zaledwie 28 procent Duńczyków chce ratyfikowania tego porozumienia. To poparcie spadło przede wszystkim na początku roku, kiedy to Donald Trump zaczął ostro krytykować Danię za Grenlandię, mówiąc wprost, że chce ją przejąć lub kupić, by zapewnić bezpieczeństwo Stanom Zjednoczonym.
Jego wypowiedzi doprowadziły do przyśpieszonych wyborów na Grenlandii. Trump był przekonany, że jego oferta spotka się z euforią na największej wyspie świata, ale w marcu Grenlandczycy zdecydowali, że chcą powołania rządu, który będzie nadal ściśle współpracował z rządem w Kopenhadze. Nawet grenlandzcy prawicowi populiści odcięli się od pomysłu przyłączenia regionu do Stanów Zjednoczonych.
Ludzie obawiają się, że zapis o braku możliwości wypowiedzenia umowy przez jedną ze stron może doprowadzić do tego, że duński rząd nie będzie mógł zareagować w przypadku, gdy Amerykanie wpadną na pomysł stacjonowania w Danii broni atomowej.
Od początku wiosny w Danii regularnie odbywają się społeczne protesty przed tutejszym parlamentem. Największy odbył się 11 kwietnia, gdy umowa była prezentowana posłom. Blisko 20 organizacji pozarządowych domagało się od rządu wycofania z tego porozumienia.
Ratyfikacja niemal pewna
W Folketingecie (duńskim parlamencie) umowa cieszy się poparciem znacznej większości ugrupowań. Rządowa koalicja - na czele z Socjaldemokratami premier Mette Frederiksen - jednoznacznie wspiera porozumienie. Co istotne, również największe partie opozycyjne centroprawicy podchodzą do niego przychylnie, uznając znaczenie strategicznej współpracy z USA.
Wynik głosowania wydaje się być przesądzony na "tak". Z opozycji duńska premier może liczyć na głosy konserwatystów oraz Duńskiej Partii Ludowej (DF). Posłowie tych frakcji już na początku sygnalizowali, że w imię bezpieczeństwa poprą stacjonowanie wojsk sojuszniczych w kraju. Co więcej, Socjalistyczna Partia Ludowa (SF) - będąca lewicową opozycją, również współpracowała przy procedowaniu umowy (wspólnie z rządem uzgodniła choćby tryb prac parlamentarnych).
Wszystko to sprawia, że do osiągnięcia wymaganej zwykłej większości głosów nie powinno zabraknąć mandatów. Realnie tylko dwie małe partie lewicowe sprzeciwiają się tej ratyfikacji. To skrajnie lewicowy Sojusz Czerwono-Zielony (Enhedslisten) oraz ekologiczna proeuropejska, a zarazem sceptyczna wobec NATO Alternatywa (Alternativet). Ratyfikację poprzedzi jeszcze trzecie pytanie, jeżeli nie będzie sprzeciwu, głosowanie może odbyć jeszcze popołudniu.