Jak opisuje dziś prasa lokalna, wizerunek Stalina wzbudził protesty mieszkańców i weteranów. Poseł do Parlamentu Europejskiego Krzysztof Lisek (PO) zapowiedział skierowanie listu do Williama McIntosha, szefa fundacji National D-Day Memorial Foundation, odpowiedzialnej za pomnik. - Upamiętnianie zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami poprzez stawianie popiersia dyktatora winnego śmierci milionów ludzi jest wielce kontrowersyjne - ocenił polski eurodeputowany. W planowanym liście - jak dodał - zamierza wytłumaczyć McIntoshowi, "kim w oczach wielu narodów na świecie był i pozostaje Józef Stalin". - O podpisanie listu zwrócę się do posłów do PE podczas najbliższej sesji, a także do posłów na Sejm RP przy okazji najbliższego posiedzenia - dodał Lisek, członek Komisji Spraw Zagranicznych PE. Cytowany przez lokalne media William McIntosh tłumaczy, że nie chodzi o uhonorowanie sowieckiego dyktatora a jedynie o uznanie jego roli jako sojusznika w czasie II wojny światowej. - Nie chodzi o prezentację, która by pochlebiała Stalinowi - tłumaczy szef fundacji. Prasa informuje, że jednocześnie tabliczka towarzysząca popiersiu Stalina głosi: "Pamięci dziesiątek milionów tych, którzy zmarli pod rządami Stalina i w hołdzie tym, których męstwo, wierność i poświęcenie nie pozwoliły jemu i jego następcom zwyciężyć w zimnej wojnie". Twórca popiersia Richard Pumphrey ocenił w wywiadzie, że gdyby wśród przedstawionych aliantów zabrakło Stalina, byłoby to podobne do wycięcia postaci Judasza z "Ostatniej Wieczerzy". James Morrison, który wraz z grupą weteranów protestował przeciwko popiersiu Stalina ocenia je jako "wstyd i hańbę" dla dawnych żołnierzy. - To nie jest muzeum historii ani gabinet figur woskowych - przekonuje Morrison, wskazując, że choć pamiętanie o historii jest ważne, to jedynym celem pomnika jest uhonorowanie weteranów walk w Normandii.